Tego jeszcze nie było! Zamiast chlapnąć łyk wódki z małpki w byle bramie, można pójść do Muzeum Wódki. I tam, po zapoznaniu się z historią tego alkoholu, na zakończenie, elegancko wypić kieliszeczek. A gdzież to ? W naszym kraju, w samym centrum Warszawy, na znanej z dobrych restauracji ulicy Wierzbowej. Jakby na powitanie nowych zarządzeń dotyczących ograniczenia sprzedaży alkoholu oraz picia w miejscach publicznych.
To skromne muzeum jest już od grudnia ub.r. czynne, ale na wiosnę nastąpi otwarcie drugiego, znacznie większego Muzeum Polskiej Wódki. W dawnej fabryce wódek Koneser na Pradze. Inicjatywa prywatna wyprzedziła jednak publiczne działania, bo muzeum powstało dzięki restauratorom, którzy są zapalonymi kolekcjonerami pamiątek.
Dwaj warszawscy biznesmeni, którzy prowadzą uroczą restaurację Elixir plus dwa bary (Vodka Atelier oraz koktajlowy The Roods), panowie Adam Łukawski i Piotr Popiński, od wielu lat zbierali eksponaty związane z historią wódki. No i zebrali mnóstwo, bo aż 10 tys. eksponatów – butelek, etykiet, kieliszków, reklam, fotografii. A ponieważ na tyłach restauracji było kilka niewielkich, ale pustych sal, urządzili tam wystawę części swoich zbiorów, ilustrujących dzieje naszej ukochanej wódeczki. Od jednej z pierwszych manufaktur w 1598 r. w Gdańsku, przez początek nowoczesnych gorzelni we Lwowie w 1782 r. (słynna wódka Baczewskiego), 20 lat wolnej Polski, potem PRL (ohydne ćwiartki i półlitrówki z czerwoną kartką), aż pod dzień dzisiejszy. Eksponowano oczywiście tylko część zbiorów, ale to co pokazano jest znakomitą ilustracją nie tylko historii alkoholu, ale klimatu i obyczajów, za co bez wahania przyznałbym obu panom doktorat.
Mamy więc już w stolicy jedno muzeum, drugie wszakże zapowiada się wręcz imponująco. Zaprojektowane w 2014 r. Muzeum Polskiej Wódki zlokalizowano w zabytkowym, trzypiętrowym budynku ratyfikacji spirytusu z 1897 r., przy ulicy Ząbkowskiej na Pradze. Będzie można tam zobaczyć nie tylko autentyczne stare piece z XIX w., w których destylowano alkohol, ale przede wszystkim zapoznać się z 600-letnią historią naszego narodowego trunku. W jednej z sal pokazane zostaną związki z kulturą, konkretnie z odbiciem w polskiej poezji i prozie. Będzie tam też sala gier i zabaw, a także kino. A udział w projekcie i realizacji przez pracownię architektoniczną Nizio Designe, mają tacy wybitni artyści, jak Andrzej Pągowski.
Wiadomo też, że znajdzie się tam bar Akademia Wódki, w którym po wykupieniu dodatku do biletu wejścia będzie można skosztować trzy wybrane gatunki. Będzie w czym wybierać, bo mamy przebogatą ofertę. Przykro mi jedynie, że w tym bogactwie czystej, kolorowych soplic oraz żubrówek z różnymi smakami, zniknął całkowicie świetny swego czasu jarzębiak. Może przy okazji wizyty w muzeum któryś z naszych producentów o nim sobie przypomni.
Tyle o muzeach i przeszłości, która niekiedy powraca. Oto bowiem natychmiast znów pojawiły się „mety” z czasów PRL-u, w których w godzinach zakazu sprzedaży alkoholu w sklepach, można sobie kupić tyle wódki, ile dusza zapragnie. Z piciem wódki w ogóle trudno walczyć, o czym przekonało się USA w latach prohibicji, która doprowadziła do rozmnożenia mafii. Mądrości trzeba w ograniczaniu spożycia alkoholu, a także powszechnego dostępu do wielu innych atrakcji. Bo nic tak nie podnieca jak zakazy.
TADEUSZ OLSZAŃSKI
publicysta, krytyk kulinarny,
dziennikarz, autor licznych książek