„Wrzuć to szybko na Facebook! Dlaczego to jeszcze nie znalazło się na głównym wallu? Dlaczego mamy tak mało like’ów pod postem i o co chodzi z tymi wszystkimi zasięgami, a tak w sumie to z ich brakiem! ” – to częste hasła słyszane przez właścicieli gastronomii…
Już nie mówię o tym, że tak wielu restauratorów (w szczególności tych początkujących) uważa, że cały marketing opiera się tylko i wyłącznie na Facebooku. Z jednej strony wcale mnie to nie dziwi. Nie ukrywajmy – żyjemy w dobie Internetu oraz Social Mediów. Tylko jak się przebić przez miliony komunikatów, które są do nas wysyłane przez dane kanały. To jest istny ocean, w którym jesteśmy zaledwie kroplą.
No i tu ukryty jest szkopuł tego wszystkiego.
Owszem Facebooka ma prawie każdy z nas, w końcu nie bez przyczyny zrodziło się hasło „nie masz Facebooka, nie funkcjonujesz w rzeczywistości”.
No to o co z tym wszystkim chodzi, jeżeli prowadzimy ten kanał bardzo sumiennie, czytamy ciągle nowinki o tym, co Facebook „wybija”, co ogranicza, jakie posty są czytane, wydajemy masę pieniędzy na sponsorowanie naszej treści, a i tak i nie osiągamy założeń, nie trafiamy do naszych odbiorców?
„Co robię źle i czy warto to kontynuować? O co w tym wszystkim chodzi? ” – ile razy zadaliście sobie to pytanie? Oczywiście, że warto! Lecz musimy pamiętać o bardzo ważnych szczegółach. Po pierwsze nie wystarczy już tylko Facebook, po drugie i najważniejsze – liczy się jakość, a nie ilość.
W tym felietonie skupmy się właśnie na „tym drugim”. Nasz komunikat musi zaciekawić, być bardzo prosty, bardzo czytelny i przede wszystkim zaskakujący. Musi się wybijać na tle miliona innych wiadomości, które wysyła konkurencja.
To nie może być „tona” tekstu. Nie przekażemy wszystkiego, co chcemy w jednym poście. Przesiejmy te wiadomości.
Większość z nas, widząc długi tekst, po prostu go omija. Musimy zaciekawić i zmusić do dalszego kroku, do kliknięcia w link, w którym będą dalsze szczegóły.
Jeżeli w ciągu dwóch sekund nie trafimy do odbiorcy, nie zaciekawimy, tracimy go. Takie są niestety fakty.
Jak więc tworzyć komunikat, by zaciekawić tego naszego odbiorcę.
Musimy się w niego „wczuć”.
Czyli na początku zweryfikować, do kogo chcemy dotrzeć – ile ma lat, czym się zajmuje, jakie są jego zainteresowania, czy mieszka w dużym, czy małym mieście.
Tu pojawia się pytanie: a skąd ja mam to wszystko wiedzieć? Pewnie mam znowu wydać kolejne kilka tysięcy na badania rynku i mojej grupy docelowej…
Ano absolutnie nie. Możemy to wszystko zweryfikować w statystykach naszej strony. Facebook przygotowuje dla nas je za darmo na bieżąco.
Następny krok, to już chwila główkowania marketingowca, jaki komunikat trafi do takiego odbiorcy? Co go zaciekawi? Co przykuje jego uwagę z mojej oferty i jakimi hasłami do niego trafię?
Warto też wziąć pod uwagę, to co aktualnie dzieje się na świecie, tzw. „o czym się mówi, czym ludzie żyją”. Warto to przemycić umiejętnie w naszym komunikacie.
Wielu marketingowców uważa, że czasy Facebooka już minęły i nie warto w niego inwestować, ja jednak jestem zupełnie innego zdania.
W końcu spójrzmy – każdy z nas na tym Facebooku wciąż siedzi, a Mark Zuckenberg nie pozwoli, by to uległo zmianie i by jego wielki biznes upadł, stracił zainteresowanie.
Trzeba w niego inwestować po prostu mądrze i przemyślanie. Bo owszem, już nie każdy post trafi z taką łatwością do naszego odbiorcy, jak kiedyś.
Komunikat musi wzbudzać emocje, zaciekawiać. Jego treść musi być prosta i konkretna i wezwać do działania.
Żyjemy w „szybkich czasach”.
Mamy około dwie sekundy, by „złapać” swojego odbiorcę, więc do dzieła!
KINGA RYLSKA
manager/specjalista ds. marketingu
dyrektor marketingu Grupa Warszawa