Jacek Abramowski: Nie da się zamknąć biznesu i zapłacić rachunków

Eksperci branży

Jacek Abramowski: Nie da się zamknąć biznesu i zapłacić rachunków

Rozmowa z Jackiem Abramowskim, właścicielem restauracji Sielsko Anielsko i Jezuicka 16 w Lublinie.

Heidi Handkowska: W związku z obawami przed trzecią falą pandemii koronawirusa rząd przedłużył obowiązujące obostrzenia i zakazy co najmniej do końca stycznia, a chodzą pogłoski, że branża HoReCa ruszy dopiero w kwietniu. Jak sobie radzicie?

Jacek Abramowski: Od marca do czerwca 2020 r., kiedy restauracje były zamknięte i sprzedawaliśmy jedzenie tylko na wynos, jakoś przetrwaliśmy. Natomiast w wakacje dopisali nam goście. Oprócz mieszkańców Lublina nasze restauracje odwiedzali turyści z Warszawy czy Gdańska. Dzięki nim mogliśmy oddać długi zaciągnięte przy pierwszym lockdownie. Ale nie wystarczyło to na tyle, żeby odłożyć pieniądze na drugie zamknięcie. Niestety dowozy i wynosy nie wszystkich ratują. To jest 1/30 tego, co byśmy normalnie zarabiali mając otwartą restaurację. A miesiąc działalności restauracji to koszt ok. 100 tys. zł. Poza tym ludzie przez to, że siedzą w domach, gotują sami. Cóż mogę powiedzieć…

Podobno postanowił Pan nawet wystawić na sprzedaż swój dom (300 m2) z działką na przedmieściach Lublina…

Tak, ale to nie rower, że się od razu sprzeda. Zrobiłem to po to, aby ratować swoich pracowników. Większość z nich pracuje ze mną od samego początku i nie mam sumienia ich zwolnić. W dwóch restauracjach – Sielsko Anielsko i Jezuicka 16 – zatrudniam ok. 30 osób. Wszyscy są obecnie na minimalnych pensjach, ale i na to nie mam już pieniędzy. Poza tym jak rozpoczęła się pandemia nie mieliśmy oszczędności, bo właśnie modernizowaliśmy restaurację i przygotowywaliśmy się do otwarcia nowego lokalu przy ul. Jezuickiej. W październiku wziąłem kredyt 200 tys. zł, ale ta kwota nie wystarczyła na długo.  Zapożyczyliśmy się u znajomych, posprzedawaliśmy wartościowe rzeczy z domu np. obrazy. I cały czas zastanawiamy się, co mamy jeszcze, żeby to spieniężyć, żeby utrzymać restaurację.

Stworzył Pan wspólnie z innymi restauratorami akcję #ratuJEMYgastro w Lublinie. Jaki jest odzew?

Oddźwięk jest duży, ale nie aż tak wielki, żebym mógł powiedzieć, że te zamówienia pokrywają nasze koszty – gaz, prąd, woda, ogrzewanie, wypłaty czy raty kredytu i leasingu. Przecież w trudnej sytuacji znalazły się również inne lokale. Lubelscy restauratorzy zadają sobie tylko jedno pytanie: Do kiedy damy radę przetrwać? Akcja ta od samego początku, czyli października 2020 r. ma charakter kampanii promocyjno-informacyjnej prowadzonej w przestrzeni miasta i w mediach społecznościowych. Jej celem jest zachęcenie mieszkańców do korzystania z oferty lubelskich lokali gastronomicznych, z usług na dowóz czy z odbiorem osobistym. Ma również uświadomić mieszkańcom, że mimo trudnej sytuacji, lubelska branża gastronomiczna jest bezpieczna i ma wiele do zaoferowania. Naszą akcję dzielnie wspiera Miasto Lublin.

Czy obecnie media społecznościowe to tzw. must have dla każdej marki gastronomicznej?

Zdecydowanie. Facebook czy Instagram są bardzo potrzebne. Często przez swoją dynamikę zastępują strony internetowe. Niedawno miałem telefon od osoby, która na podstawie zamieszczonych zdjęć na Instagramie postanowiła dokonać rezerwacji już na kwiecień. Ale nie zapominajmy o marketingu szeptanym, który ciągle przynosi efekty w gastronomii. Przecież to dzięki relacjom międzyludzkim konsumenci dowiadują się o naszym istnieniu. Dlatego też bardzo ważne jest prawidłowe podejście do gościa, gdyż jego wrażenie zależy od dalszego odbioru naszej marki w środowisku czy w sieci.

Czy Pańskim zdaniem pomoc dla przedsiębiorców pod postacią kolejnych wariantów tarczy antykryzysowej uratuje polskie firmy, szczególnie te mniejsze? Jak Pan realnie ocenia działania rządu?

Jaka pomoc? Przecież mamy już drugą falę, a ta tarcza branżowa niczego nie załatwia. W listopadzie i grudniu 2020 r. nie dostaliśmy żadnych pieniędzy. I wygląda na to, że rząd nie cofnie się do tego okresu. Poza tym minister Jarosław Gowin obiecywał, że będą środki pomocowe na stałe opłaty i że dostaniemy wsparcie na wypłaty dla pracowników. I cisza. Dostaliśmy jedynie zwolnienie z ZUS-u za listopad 2020 r., a resztę miesięcy mamy odroczoną. Czyli po prostu musimy to spłacić. Nie wiem jak to wszystko interpretować. U znajomych, co prowadzą restauracje w Anglii, Niemczech czy w Austrii pieniądze były przelewane już na drugi dzień po ogłoszeniu. Niektórzy politycy namawiali nas do przebranżowienia się. Nie rozumiem. To, co mamy się teraz zająć np. produkcją jednorazowych rękawiczek? A co z dorobkiem całego naszego życia, czyli restauracją? Uważam, jako restaurator i przedsiębiorca, że rząd zamykając z dnia na dzień restaurację, powinien pokryć wszystkie koszty, które wiążą się z jej prowadzeniem. Nie da się zamknąć biznesu i zapłacić rachunków. Myślę, że politycy w ogóle nie mają pojęcia o biznesie. Gdyby umieli zarządzać nie byłoby takiej sytuacji w branży HoReCa. A przecież średnie i małe firmy to podstawa polskiej gospodarki i trzeba o nie dbać.

Mimo zakazów Internet grzmi od kolejnych odważnych deklaracji: Wracamy! Zapraszamy do lokalu! Czy zamierza Pan otworzyć restaurację?

Miałem takie plany. Ale składając wniosek, żeby skorzystać z tarczy finansowej PFR 2.0 dla mikro, małych i średnich przedsiębiorstw muszę przestrzegać wdrażanych restrykcji. Inaczej nie otrzymam pomocy. A dobro moich pracowników jest dla mnie najważniejsze, więc nie mam wyjścia. Może zatem już w lutym będzie jakaś pomoc i uda nam się dotrwać? Ale pytanie, do kiedy?

Czego potrzebowałaby branża, by z tej sytuacji wyjść jak najmniej poturbowana?

Zdecydowanie jasnych reguł. Na przykład, że zamykamy was za tydzień, a o otwarciu poinformujemy 2-3 tygodnie wcześniej. Na bieżąco też informować o pomocy dla nas i naszych pracowników. A my nie wiedzieliśmy nic. Dowiadywaliśmy się z dnia na dzień.
Co nauczył mnie pierwszy lockdown? W życiu nic nie jest pewne do końca i trzeba mieć twardą skórę.

Wróćmy może do początku. Restauracja Sielsko Anielsko to chyba jedna z najstarszych restauracji w Lublinie na Starym Mieście, działająca nieprzerwanie od 20 lat.

Restauracja Sielsko Anielsko to dorobek całego naszego życia. Włożyliśmy w nią mnóstwo pieniędzy, ale i też serca. Zaczynaliśmy od 30 m2 kawiarenki. Później dostaliśmy pozwolenie od konserwatora zabytków na rozbudowę lokalu o kolejne sale. A następnie wynajęliśmy piętro. Restauracja może pomieścić ok. 250 osób. W ubiegłym roku – 1 sierpnia – otworzyliśmy nasz drugi lokal Jezuicka 16 z największym ogródkiem (ok. 600 m2) na Starym Mieście. Przygotowania trwały ok. 2 lata. Niestety pandemia była dla nas niemałym zaskoczeniem, ale pomimo tego, że ona jest i na razie będzie, to wydaje nam się, że ogródek z drzewami, krzewami i kwiatami jest najlepszą receptą na te czasy. Obecnie jest nieczynny, bo jako nowa firma nie otrzymaliśmy żadnych świadczeń.

 

Jacek Abramowski
• Właściciel dwóch restauracji w Lublinie – Sielsko Anielsko i Jezuicka 16.
• Zatrudnia w obu lokalach ok. 30 osób.
• Współtwórca akcji #ratuJEMYgastro w Lublinie