Bajeczne dekoracje, niesamowite jedzenie i kreatywność przyprawiająca o zawrót głowy. Weranda Family, to nie tylko sieć restauracji, ale też przede wszystkim genialny koncept, który pokochali mieszkańcy Poznania.
Pod pojęciem sieci restauracji zazwyczaj rozumie się kilka miejsc, w których dominuje podobny wystrój i menu. Weranda Family przyzwyczaiła jednak konserwatywnych mieszkańców stolicy Wielkopolski, że łamanie zasad może być smaczne i miłe dla oka. Na koncept składają się cztery restauracje, delikatesy z przetworami i konfiturami stworzonymi według autorskich recept i usługi w zakresie organizacji eventów. Dodatkowo między majem a wrześniem w parku przy Starym Browarze działa Weranda Take Away, gdzie organizowane są różnego rodzaju koncerty, dj sety, warsztaty czy nawet pokazy mody i zajęcia z jogi. Już niebawem w Poznaniu ma też zostać otwarta cukiernia. Od niedawna z konceptem zapoznać się mogą również mieszkańcy Warszawy. To pierwszy lokal sieci, który przekroczył granice stolicy Wielkopolski. Wszystkie projekty łączy rodzinne, ciepłe podejście do gości, staranność w komponowaniu menu oraz dbałość o detale dekoracji. Te ostatnie kojarzone są z konceptem już od pierwszej restauracji, gdzie początkowo własnoręcznie wykonywali je pracownicy Werandy. Zmieniają się one kilka razy w roku, jednak przygotowania zaczynają się już dużo wcześniej. Co ważne stare dekoracje dostają nowe życie. Po sezonie trafiają do przedszkoli i domów dziecka. Weranda Family słynie ze swojej gościnności, a każda odwiedzająca ją osoba może liczyć na indywidualne podejście. Dlatego przyciąga wszystkich niezależnie od wieku i wykonywanego zawodu. Przyciąga głównie z uwagi na swoje menu. Opiera się ono na lokalnych produktach, ale są one nieszablonowo połączone z dbałością o każdy detal na talerzu. Karty dań są regularnie zmieniane. Tworzą je kucharze wraz z właścicielami, przy czym ostateczną decyzję podejmuje pomysłodawczyni oraz twórczyni restauracji, która dała początek wszystkim Werandom. Weranda Family przełamuje stereotypy także i tutaj. Większość restauracji stara się zaimponować swoim gościom wykwintnie przygotowanymi mięsami czy rybami. Tutaj nie dostaną oni też pierogów i naleśników. Weranda Family stawia na znane już w całym Poznaniu… sałaty. Kucharze dokładają wszelkich starań dobierając odpowiednie, najwyższej jakości składniki i dodatki. Tu niepodzielnym tzw. składnikiem doskonałym jest przygotowywany w 100% samodzielnie sos vinaigrette. Oferta skierowane jest dla tych, którzy chcą smacznie zjeść i dobrze spędzić czas niezależnie od tego czy przyjdą na śniadanie, obiad czy kolację. Dobrze spędzony czas jest też jednym z bon tonów Werandy Family. Właściciele dokładają wszelkich starań, by przyjemność jedzenia łączyła się z przyjemnością przebywania w wyjątkowym miejscu. Dlatego w Weranda Family nikogo już nie dziwi to, że przed posiłkiem goście najpierw robią zdjęcia. Od lat pracowali nad tym właściciele i pomysłodawcy konceptu, dzięki czemu aktualnie miejsca spod tego szyldu przyciągają ludzi, którzy chcą w dobrym otoczeniu nacieszyć wszystkie zmysły.
Rozmowa z Janem Ponińskim, właścicielem i autorem konceptu Weranda Family
Arleta Wojtczak: Jest Pan twórcą konceptu Weranda Family, który niedawno otrzymał nagrodę Hermesa Poradnika Restauratora w kategorii: Sieć HoReCa. Co to dla Pana oznacza?
Jan Poniński: Zarówno dla mnie, jak i całej mojej rodziny znaczy bardzo wiele. To nasze pierwsze tego typu wyróżnienie. Wśród nagrodzonych i nominowanych znalazło się wiele ciekawych postaci. Tym bardziej cieszy, że dostrzeżono naszą ciężką pracę. Choć nagrodę dostaliśmy jako sieć restauracji, to sam koncept wymyka się nieco spod tej definicji.
A.W.: Co to oznacza?
J.P.: Ze względu na skalę nie jesteśmy tylko firmą restauracyjną. Chcieliśmy dać ludziom coś więcej, niż tyko wrażenia z bywania w restauracjach. Obok tych tradycyjnych, przez kilka miesięcy w roku działa Weranda Take Away w Starym Browarze. Tam organizowane są wszelkiego rodzaju eventy kulturalno-artystyczne. Plus catering i sklep. Trudno jednoznacznie nazwać to, co tworzymy. Weranda Family to przede wszystkim koncept gastronomiczny powstały dla ludzi i z myślą o nich.
A.W.: Jednak każda droga zaczyna się od pierwszego kroku.
J.P.: Pierwsza wiele lat temu była Farma, restauracja moich rodziców. Później wokół starego rynku powstały Weranda Cafe i Zielona Weranda. Były to zupełnie inne czasy. W mieście działało mało restauracji i kawiarni. A że moja mama zawsze z sentymentem opowiada o czasach, kiedy jeździła na działkę do swojej babci i w jej wspomnieniach tamto miejsce zawsze kojarzy się z sielanką, postanowiliśmy, że restaurację nazwiemy Weranda. Od początku mieliśmy na siebie pomysł i chyba za to pokochali nas poznaniacy. Po tym jak w Starym Browarze otworzyliśmy Weranda Lunch&Wine, zjednoczyliśmy wszystkie projekty pod szyldem Weranda Family. Stało się tak, ponieważ jesteśmy małą rodzinną firmą. Od tego czasu przejąłem stery. Zaczęły też powstawać kolejne koncepty.
A.W.: Niektóre z nich stosunkowo niedawno ujrzały światło dzienne.
J.P.: Zgadza się. W CH Posnania powstało Nuts&Berries. Opiera się na zdrowym, superfoodowym odżywianiu. Choć know how pozostaje bez zmian, to cała reszta jest czymś, czego jeszcze nie było. Udało się nam też wykroczyć poza granice miasta. W warszawskiej Hali Koszyki działa już Weranda Bistro. Powstała też Weranda Bakery, pracownia cukiernicza. Choć marzenia każą iść w kierunku Nowego Jorku i Los Angeles, w tej chwili przede wszystkim skupiamy się na ugruntowaniu pozycji tych trzech nowych miejsc.
A.W.: Należy tu zapytać skąd się biorą te wszystkie pomysły?
J.P.: Przywiozłem je z Nowego Jorku, gdzie studiowałem. Chodzi o branding i zaangażowanie w media społecznościowe. Każdy z naszych projektów ma osobny fanpage. Poza tym jesteśmy bardzo aktywni na isntagramie. Jeśli chodzi o restauracje sieciowe mamy najwięcej followersów w całej Polsce. Od początku staram się zwracać uwagę, by to było spójne, gdyż wszystkie projekty składają się na jedną Werandę Family. Aktywność w mediach społecznościowych to jeszcze większy nacisk na jakość i estetykę dań oraz sam wystrój restauracji. Każdy nasz klient może nam wystawić tam ocenę. Dokładamy wszelkich starań, by tych dobrych i bardzo dobrych było jak najwięcej.
A.W.: We wszystkich swoich działaniach ma Pan zacięcie sportowca i chyba dużo w tym prawdy.
J.P.: Zgadza się. Kiedyś profesjonalnie uprawiałem sport. To doświadczenie, podobnie zresztą jak każde inne w moim życiu nauczyło mnie, że nie wolno się poddawać. Praca w gastronomii jest ciężka i nie kończy się po 8 godzinach. To żywy organizm. Tworzy go nie tyle właściciel, co ludzie pracujący w restauracji, dlatego staram się być dobrym, choć wymagającym szefem. W naszej pierwszej restauracji mieliśmy niemal rodzinne relacje. Ci ludzie są z nami już prawie 10 lat. Staram się trzymać zasady Richarda Bronsona: Traktuj swoich ludzi tak, jak chciałbyś, żeby byli traktowani twoi klienci. Sukces polega na ludziach, więc oczywiste, że wymagamy też od nich pewnych standardów, jednak w dobrej atmosferze dużo łatwiej je wyegzekwować.
A.W.: Czy w takim razie uważa Pan, że restauracje powinny pójść w kierunku tego typu konceptów?
J.P.: Niekoniecznie. Mam ogromny szacunek dla wszystkich dobrych restauratorów. Dobre pomysły zawsze znajdą swoje miejsce na rynku. W dzisiejszych czasach wygrywa ten, który tworzy przestrzeń dla ludzi. W restauracjach już nie tylko spożywa się posiłki. Ludzie chcą dobrze spędzać czas. Naszym zadaniem jest stworzenie im takich warunków, by chcieli spędzać go u nas.
Fot. Michał Cichocki