– Ostatnie lata to dla polskiej gastronomii okres swego rodzaju presji unijnych dyrektyw i przepisów, wynikających z faktu, że Polska została zobowiązana do dostosowania swojego prawa do wymogów legislacyjnych UE – mówi Mo Mokhtar, dyrektor zarządzający angielskiej firmy konsultingowej, specjalizującej się w branży gastronomicznej. Ze względu na ciszę wokół tego tematu, można podejrzewać, że większość polskich firm, wzorem przysłowiowego strusia, wsadziło głowy w piasek. Ignorancja wzięła górę nad szansą poprawy wizerunku polskiej branży gastronomicznej. Oczywiście, nikt nie obiecywał, że tak poważne zmiany będą łatwe i że nastąpią z dnia na dzień. Niemniej, istnieje silna potrzeba, by rozpocząć je już teraz i przeprowadzić według starannie ułożonego planu. Tylko taki scenariusz pozwoli w rezultacie zminimalizować koszty, a jednocześnie zmaksymalizować korzyści. – Najgorszy możliwy scenariusz to taki, w którym polska branża gastronomiczna budzi się rok przed wymaganym końcem zmian i brakiem wystarczającego czasu na ich wdrożenie – dodaje Mokhtar. Mo Mokhtar podchodzi do wprowadzenia unijnych dyrektyw pozytywnie. – W gruncie rzeczy – mówi – okażą się korzystne dla polskiej gastronomii. Przyczynią się do poprawy produktywności i standardów, a to przełoży się na większe zaufanie klientów do branży oraz pozytywnie wpłynie na liczbę odwiedzin w lokalach gastronomicznych. Polska powinna brać przykład z brytyjskiego modelu gastronomii – tam dyrektywy oraz prawodawstwo UE wpłynęły na kształt branży i zaowocowały wieloma ciekawymi inspiracjami.