Co pewien czas media informują o wypadkach dyskryminacji w lokalach gastronomicznych. Sprawy dotyczą „innych”, czyli głównie niepełnosprawnych, a także osób o innym kolorze skóry czy „obcym” pochodzeniu etnicznym, które nie zostały wpuszczone do lokalu lub były w nieodpowiedni sposób obsłużone. Czy świadczy to o tym, że jesteśmy nietolerancyjnym i ksenofobicznym społeczeństwem? A może nagłaśnianie i piętnowanie tego typu incydentów dowodzi czegoś wręcz przeciwnego?
Do niedawna panowało powszechne przekonanie, że restauracja czy hotel to miejsce, w którym przedsiębiorca jako osoba prywatna może robić niemal wszystko. Swoboda prowadzenia działalności gospodarczej była sprawą fundamentalną. To właściciel ustalał kogo wpuszczać i obsługiwać w swym lokalu. W niektórych lokalach pojawiła się tzw. selekcja, czyli obsługa przy wejściu decydowała o tym, kogo wpuścić do środka. – Kilka lat temu pojawił się element godności osobistej. Restauratorzy muszą tak prowadzić swoje firmy, aby nie narażać klientów na jej naruszenie – mówi Mirosław Wróblewski, Dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Niestety nie zawsze tak się dzieje.
„Złe” pochodzenie
W ubiegłym roku grupa Polaków żydowskiego pochodzenia udała się do jednego z lokali na krakowskim Kazimierzu. Zdarzenie miało miejsce latem w trakcie odbywającego się nieopodal Festiwalu Kultury Żydowskiej. Wszyscy byli polskimi Żydami, przyjechali z różnych stron świata. Po festiwalowym koncercie na ul. Szerokiej poszli do restauracji na rogu ulic Estery i Bożego Ciała. Kiedy usiedli przy stolikach, jeden z kelnerów przywitał ich nieparlamentarnymi słowami, po czym stwierdził, że jest późno i nie będzie już obsługiwać. Urażeni przez kelnera goście zaczęli głośno protestować. W rezultacie zostali przez agresywna obsługę lokalu wyproszeni. Na odchodne usłyszeli stek wyzwisk pod swym adresem, z których najłagodniejszy brzmiał: „Żydzi do Izraela”. Byli tak zszokowani, a jednocześnie zbulwersowani całą sytuacją, że poinformowali o niej media. W Internecie rozpętała się burza.
W tym momencie nasuwa się dygresja. Lokal funkcjonuje na Kazimierzu, starej żydowskiej dzielnicy Krakowa. Obok działają restauracje żydowskie. Antysemityzm w tym miejscu to absurd! Najprawdopodobniej właściciele lokalu nic o postępowaniu swego personelu nie wiedzieli. Otwierając restaurację w takim miejscu, liczyli się z tym, że będzie często odwiedzany przez osoby o żydowskim pochodzeniu. Z pewnością właśnie na to liczyli. Tymczasem pracownicy wywołali tak duży skandal, że interweniował sam dyrektor Festiwalu Kultury Żydowskiej. Celowo nie podajemy nazwy lokalu, ponieważ nie chcemy dolewać oliwy do ognia i szkodzić właścicielom restauracji.
W grudniu 2010 r. ochrona jednej z poznańskich dyskotek odmówiła wstępu Romowi Adamowi Głowackiemu, który wspólnie z grupą znajomych chciał pobawić się w lokalu. Na nagraniach z ukrytej kamery słychać, jak ochroniarze mówią Głowackiemu, że nie może wejść, ponieważ „tak wymyślili właściciele klubu, że Romów nie wpuszczają”. Sprawa trafiła do sądu, który w pierwszej instancji ukarał ochroniarzy grzywną w wysokości tysiąca zł. Uznał jednak, że właścicielka lokalu nie ponosi odpowiedzialności za działania wynajętych ochroniarzy. Sąd Apelacyjny był innego zdania. Wskazał na odpowiedzialność właścicielki, podkreślając przy tym, że popełniono czyn naganny, bezprawny, naruszający prawo do godności osobistej. „Niewpuszczenie do lokalu z powodu przynależności etnicznej dotkliwie narusza dobra osobiste, godząc w poczucie podmiotowości i godności człowieka. Dyskryminacja jest jednym z najgorszych przejawów naruszenia tego prawa. Podważa ocenę własnej wartości. To działanie bezprawne, które wymaga potępienia, nie ma na nie miejsca w nowoczesnym państwie” – uzasadniał wyrok sędzia Bogdan Wysocki. Właścicielka lokalu musiała przeprosić poszkodowanego oraz wpłacić 10 tys. zł na rzecz Wielkopolskiego Stowarzyszenia Kulturalno-oświatowego Polskich Romów.
Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich wspólnie z Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów prowadzą sprawę przeciwko warszawskiemu klubowi, który od osób ciemnej karnacji pobierał o 50 zł wyższe opłaty za wejście. Problem zgłosiła grupa Tunezyjczyków, którzy takie traktowanie uznali za przejaw dyskryminacji rasowej.
Dyskryminacja po warszawsku
W Warszawie kilka lat temu dostrzeżono, że osoby o ciemniejszym kolorze skóry są w niektórych miejscach dyskryminowane. W marcu 2011 r. Instytut Spraw Publicznych, Forum na rzecz Różnorodności Społecznej i Stowarzyszenie Interwencji Prawnej zorganizowały tzw. testy dyskryminacyjne, podczas których sprawdzano, czy w lokalach dochodzi do negatywnej selekcji osób o odmiennym kolorze skóry lub pochodzeniu etnicznym.
Co się okazało? W ośmiu warszawskich klubach wzięły udział pary białych i czarnoskórych mężczyzn – podobnej postury i tak samo, schludnie ubranych. Do dwóch klubów żadna para testerów nie została wpuszczona, do trzech weszły zarówno pary o białej skórze, jak i czarnej, natomiast w trzech wpuszczono białych, a czarnych nie. Nienajlepszy wynik, ale nie gorszy niż w bardziej ugruntowanych, bogatszych demokracjach europejskich. Tego samego dnia badania przeprowadzono bowiem w innych miastach. Wykazano, że w Belgii, Francji i Hiszpanii dyskryminacja dotknęła obywateli arabskich oraz afrykańskich, w Danii – m.in. Turków i Irańczyków.
Pokłosiem badań jest wprowadzenie w stolicy tzw. klauzuli antydyskryminacyjnej, która ma być umieszczana w umowach najmu lokali usługowych zawieranych przez miasto. Jej stosowanie będzie usankcjonowane w formie zarządzenia prezydenta Warszawy.
Każdy warszawski lokal, który spełni standardy określone przez stołeczny ratusz, ma być oznaczany jako „przyjazny różnorodności”. Wśród standardów znajdzie się absolutny zakaz dyskryminacji ze względu na: płeć, wiek, pochodzenie, rasę, wyznanie i niepełnosprawność. Ponadto klub będzie musiał w regulaminie jasno określić, jakie zachowanie czy ubiór mogą przyczynić się do niewpuszczenia do środka. To ułatwi selekcjonerom pracę, a klienci będą wiedzieli, jakie zasady w danych klubach obowiązują, jak się należy ubrać. Regulamin będzie znajdować się w widocznym miejscu, także przed wejściem do klubu i na stronie internetowej, jeśli klub taką posiada. Ponadto selekcjonerzy będą musieli przejść szkolenia z zakresu wiedzy o dyskryminacji i komunikacji.
Takie regulacje staną się obowiązkowe dla klubów, które wynajmują lokale od miasta stołecznego Warszawy; natomiast inne kluby będą mogły otrzymać symbol miejsca „przyjaznego różnorodności” po podpisaniu porozumienia o przestrzeganiu standardów. W wypadku stwierdzenia rażącego lub uporczywego naruszenia tych postanowień, w szczególności potwierdzonego prawomocnym orzeczeniem sądu lub powtarzającymi się skargami, miasto będzie mieć prawo do wypowiedzenia umowy najmu z zachowaniem jednomiesięcznego okresu wypowiedzenia. Warszawski ratusz zorganizował także szkolenie antydyskryminacyjne dla 129 warszawskich przedsiębiorców. Firmy uczestników otrzymały certyfikat „Disc-Free – miejsce wolne od dyskryminacji”.
Co z niepełnosprawnymi?
Nie mniej wstydliwe niż dyskryminowanie ze względu na pochodzenie etniczne lub narodowościowe jest dyskryminacja z powodu niepełnosprawności. Tutaj „literatura faktu” jest – niestety – także dość obfita. Do jednej z tczewskich restauracji nie została wpuszczona grupa niewidomych turystów. Powód? Asystujące im psy. Pracownicy lokalu zasłonili się przepisami sanitarnymi. Tymczasem zgodnie z ustawą z 21 listopada 2008 r. osoba niepełnosprawna wraz z psem asystującym ma prawo wstępu do obiektów użyteczności publicznej, w tym pełniących funkcje gastronomiczne. Warunkiem skorzystania z uprawnień jest wyposażenie psa asystującego w uprząż oraz posiadanie przez osobę niepełnosprawną certyfikatu potwierdzającego status psa asystującego oraz zaświadczenia o wykonaniu wymaganych szczepień weterynaryjnych. Przy tym niepełnosprawny nie jest zobowiązany do zakładania psu asystującemu kagańca oraz prowadzenia go na smyczy. Ponadto według orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 28 września 2011 r. „uniemożliwienie osobie niepełnosprawnej skorzystania z usług restauracji, w związku z korzystaniem z pomocy psa przewodnika, jest naruszeniem dóbr osobistych. Takie stanowisko wyraził sąd w sprawie przeciwko restauracji, dodatkowo jej właściciela obciążając karą w wysokości 10 tys. zł na cel społeczny.
Kilka miesięcy temu Stanisław Kmiecik z żoną wybrał się do pewnej nowosądeckiej restauracji, aby obejrzeć koncert zaprzyjaźnionego zespołu Antidotum. Niestety nie obejrzał, ponieważ nie chciał zdjąć kurtki, w której miał atrapy rąk. Całe zdarzenie boli tym bardziej, że lokal chwali się na swojej stronie internetowej, iż jest przyjazny osobom niepełnosprawnym. Właściciele restauracji starali się wyjaśnić motywy postępowania swych pracowników. Ochroniarze nie wpuścili pana Kmiecika z powodu niewłaściwego stroju gościa, a nie niepełnosprawności. Był ubrany w moro i wojskowe buty. „Całe zdarzenie było wynikiem wielkiego nieporozumienia i nie nosiło w żadnym wypadku znamion dyskryminacji osoby niepełnosprawnej. Pan Kmiecik został potraktowany na równi z innymi klientami, a mianowicie po wejściu do lokalu został poproszony o skorzystanie z szatni i pozostawienie w niej kurtki. Ogólny wygląd pana Kmiecika w żadnym stopniu nic wskazywał, że jest osobą niepełnosprawną. Nasz lokal traktuje wszystkich klientów z należytym szacunkiem. Osoby niepełnosprawne są naszymi częstymi gośćmi, a widok ludzi na wózkach podczas imprez jest widokiem normalnym” – informowali w oficjalnym oświadczeniu właściciele restauracji. Dobrze, że chcieli sprawę wyjaśnić. Niesmak jednak pozostał.
Bez złej woli
Niewpuszczenie niepełnosprawnych do lokalu nie zawsze jest wynikiem uprzedzenia czy złej woli obsługi lub właściciela. Czasami wynika – powiedzmy – z nadgorliwości i ..troski. Pewnej niedzieli 27-latka, poruszająca się ze względu na swoją niepełnosprawność o kijach do nordic walking, chciała pobawić się w klubie na poznańskim Starym Rynku. Obsługa odmówiła jej wstępu twierdząc, że to zbyt ryzykowne. Kobieta bardzo się zdziwiła, ponieważ ten klub odwiedzała wcześniej kilka razy. Tym razem od personelu usłyszała, iż w lokalu doszło do incydentu, podczas którego jeden z gości poruszający się o kulach, został popchnięty i zahaczył kulami kilka innych osób. Nikomu nic się nie stało, ale właściciele lokalu doszli do wniosku, że mogą być one w lokalu niebezpieczne. Klub ma wąskie przejścia, a kule dodatkowo zabierają miejsce. Pani nie została zatem wpuszczona z myślą o bezpieczeństwie jej i innych gości.
Podczas ubiegłorocznego sezonu turystycznego „Tygodnik Podhalański” bez pardonu potraktował Janusza Dawidka, właściciela pensjonatu i gospody w Kościelisku, który podczas złej pogody nie wpuścił do restauracji grupy niepełnosprawnych turystów. Przedstawił przedsiębiorcę jako osobę pozbawioną skrupułów. Janusz Dawidek bardzo przeżył ten fakt i przedstawił nam swoją wersję wydarzeń. Jego niezbyt duży lokal znajduje się przy bardzo uczęszczanym szlaku wiodącym do Doliny Kościeliskiej i na brak klientów – zwłaszcza w szczycie sezonu – nie narzeka. Problem jest wtedy, gdy zaczyna padać deszcz. Organizatorzy zorganizowanych grup starają się znaleźć miejsce dla swych podopiecznych. Wtedy trafiają do gospody Dawidka.. – Czekają na własny transport. Do czasu, kiedy nie nadjedzie, starają się przeczekać u mnie w restauracji, bo najbliżej i pod dachem. Tak samo było z grupą około dwudziestu niepełnosprawnych, którzy pojawili się znienacka – opowiada pan Janusz. – Restauracja na pół setki miejsc była już pełna, ale opiekunowie grupy dostrzegli drugą salę, przeznaczona wyłącznie dla gości pensjonatu, którzy przychodzą tam na posiłki. Bez pytania o zgodę, zaczęli zajmować stoliki, na których widniał napis „rezerwacja”. Nie mogłem na to pozwolić, ponieważ złamałbym umowę z gośćmi pensjonatu – dodaje. – Jestem rozgoryczony, ponieważ w mediach potraktowano mnie niesprawiedliwie. Pokazano jako człowieka nieprzyjaznego niepełnosprawnym. Tymczasem robię co mogę, aby także takie osoby mogły u mnie przebywać. Przecież specjalnie zbudowałem podjazd dla wózków. Jedyny pokój na parterze zaadaptowałem specjalnie na potrzeby niepełnosprawnych. Na więcej mnie nie stać, bo pozostałe mieszczą się na górze, a instalacja windy jest zbyt droga. Obsługuję zorganizowane grupy niepełnosprawnych, ale pod warunkiem, że wcześniej złożą zamówienie i będę w stanie należycie je obsłużyć – tłumaczy Janusz Dawidek.
Zburzyć bariery
Przykład gospody w Kościelisku zwraca uwagę na bardzo istotny problem. Wiele lokali nie jest przystosowanych do obsługi niepełnosprawnych. Mamy zatem do czynienia nie z barierą psychologiczną, mentalną, ale przede wszystkim architektoniczną. Wąskie przejścia, mało miejsca, brak podjazdów i wind sprawiają, że niepełnosprawni są z wielu miejsc wykluczeni. Mają oni dość problemów ze swymi ograniczeniami. Nie potrzebują kolejnych. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że przypadki dyskryminacji ze względu na upośledzenie fizyczne bądź umysłowe są coraz rzadsze. Z reguły restauratorzy i hotelarze starają się wychodzić naprzeciw potrzebom niepełnosprawnych. Mają świadomość, że to w jaki sposób traktują „innych”, świadczy o ich poziomie cywilizacyjnym. To decyduje też o ich wizerunku w oczach klientów.
Zgodnie z Konstytucją RP nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny. Ponadto art. 138 Kodeksu Wykroczeń mówi, że kto zajmuje się zawodowo świadczeniem usług i pobiera opłatę wyższą od obowiązującej albo umyślnie bez uzasadnienia przyczyny odmawia świadczenia usług podlega karze grzywny. W styczniu 2011 r. weszła też w życie tzw. ustawa antydyskryminacyjna. – Ustawa wdrożyła dwie dyrektywy UE. Pierwsza dotyczy równego traktowania ze względu na rasę, narodowość lub pochodzenie etniczne, a druga ze względu na płeć. Odmowa świadczenia usług z tych powodów jest zakazana przez prawo. Ustawa precyzuje, w jakich sytuacjach nierówne traktowanie jest przestępstwem, a w jakich różnicowanie poszczególnych grup obywateli jest dopuszczalne. Nie dotyczy sfery życia rodzinnego i prywatnego. Nie obejmuje także niepełnosprawnych. Chcemy doprowadzić do tego, aby rozszerzyć jej obowiązywanie również na ten obszar. Nikt nie powinien być dyskryminowany z powodu cech, na które nie ma wpływu – mówi Mirosław Wróblewski. – Przedsiębiorcy powinni pamiętać, że klienci mogą wystąpić z powództwem cywilnoprawnym o ochronę dóbr osobistych. Tak zresztą najczęściej czynią pokrzywdzone osoby niepełnosprawne.
Zabronione jest zawyżanie cen. Klient, który płaci drożej, ma możliwość złożenia roszczenia o nierówne traktowanie i żądać odszkodowania. Przepisy europejskie wprowadziły w tym wypadku tzw. odwrócony ciężar dowodu. Zostaje on przerzucony na przedsiębiorcę i to on musi udowodnić przed sądem, że nie złamał prawa. Jak w tej sytuacji traktować darmowe bilety dla pań w sytuacji, gdy panowie muszą za nie płacić? Czy często serwowane w lokalach tańsze drinki dla kobiet nie są przejawem dyskryminacji? Według unijnych przepisów, kobiety i mężczyźni mają być traktowani na równi.
Zdaniem etyków biznesu to delikatna kwestia. Lokale gastronomiczne, aby wygrać z konkurencją, stosują różne chwyty marketingowe. Używają różnych promocji, ale niezbędny jest tu umiar. Dopóki nikt nie poczuje się nimi dyskryminowany, dopóty wszystko w porządku. Etyka w kwestii dyskryminacji ma decydujące znaczenie.
Rafał Boruc