Polacy to domatorzy, główne posiłki wolą jeść w domu, a jeżeli decydują się na wyjście, to ma ono raczej charakter rodzinny, którego celem częściej jest wspólna kolacja niż obiad. Wciąż lubimy tradycyjne dania i królującą w naszym kraju kuchnię włoską – pizzę i makaron. Mimo promocji, ciężkiej pracy marketingowej restauratorów – śniadania czy brunche zdobyły swoich zwolenników, ale nie mają szansy ująć popularności lunchom czy renomy wieczornych posiłków.
Według sondażu przeprowadzonego na zlecenie restauracji Sphinx przez Gfk Polonia blisko połowa, 44 proc. dorosłych mieszkańców dużych polskich miast, co najmniej raz w miesiącu wybiera restaurację lub inny lokal gastronomiczny na spędzenie wieczoru i posiłek. Tu wieje znacznie większym optymizmem.
– Tak, nasi goście zdecydowanie wybierają kolację i są to spotkania ze znajomymi lub rodzinne. Ale też bardzo często biznesowe, być może dlatego, że nasza restauracja funkcjonuje przy hotelu – mówi Łukasz Rakowski, Szef Kuchni w Restaurant & Bar Cristal.
Podobnego zdania jest Aleksander Baron, szef kuchni Solec 44 w Warszawie: – Lunche w Polsce obarczone są tempem życia, dlatego Polacy zdecydowanie wolą kolacje, jak mówi moja partnerka Kasia Federowicz, goście wówczas „kupują czas”. Tę filozofię zaszczepiamy zresztą naszej załodze. Jest wtedy miejsce na celebrację posiłku, ale także samego faktu spotkania się.
Lunche i obiady jedzone w biegu
Raczej trudno teraz mówić o dominacji obiadów w restauracji. Po pierwsze wolimy wieczorowe pory na konkretne posiłki, a po drugie niewiele osób chadza na obiad częściej wybierając lunch. Powód jest prosty. Posiłek ten wyraźnie powiązany jest z wyjściami z pracy, najczęściej z korporacji, firmy i łączony z rozmowami biznesowymi. Lunch to nie tylko posiłek, to forma lobbowania i snobowania dla wielu z nich korzystających. Można pokazać się w restauracji, na którą wielu nie byłoby stać korzystając z normalnego menu, ale przy lunchu w bardzo przystępnej cenie czasem nawet trudno o stolik.
– Warszawa jest dość specyficznym miejscem. Lunche w pewnym momencie urosły do czegoś ważnego i istotnego. Stały się niezwykle popularne, ale wciąż są obarczone piętnem czasu. Lunch musi być szybki, dobry cenowo, ale ciekawy pod względem produktów – mówi Aleksander Baron.
Ważnym spostrzeżeniem dzieli się Łukasz Smoliński współautor najpopularniejszego w Polsce bloga kulinarno-podróżniczego Tasteaway: – Nasze preferencje kolacyjne wiążą się przede wszystkim z czasem. Pracując w korporacjach, czy dużych firmach ludzie wypadają na szybkie przekąski czy lunch. Muszą zamknąć się w granicy 30-40 minut. Inaczej niż chociażby na południu Europy, gdzie przerwa na posiłek trwa 3-4 godziny i niczym dziwnym nie jest biesiadowanie z kolegami z pracy.
Łukasz Rakowski uważa, że kolację kochamy bardziej, bo nie wszyscy możemy pozwolić sobie na przerwę w ciągu dnia wypełnioną spotkaniami ze znajomymi czy na wspólny posiłek. Stąd też wynika większe zainteresowanie kolacją, gdzie wszyscy praktycznie są już po pracy.
Kolacje czyli kupowanie czasu
Wieczorne wizyty w restauracji są najczęściej zaplanowane, a główną motywacją jest tu chęć spotkania się ze znajomymi lub rodziną, by zrelaksować się po pracy i oderwać od problemów dnia codziennego. Wieczorami chodzi głównie o wspólne celebrowanie posiłków i przyjemną atmosferę. Po jakie dania sięga statystyczny gość? I tu znowu rozczarowanie. Według statystyk 56 proc. bywalców lokalnych restauracji i barów stawia na typowe schabowe, pierogi i de volaille. Są to zwykle osoby starsze, najczęściej mężczyźni. Panie są bardziej skłonne odstąpić od tradycji sięgając po kuchnię włoską, głównie po makarony oraz lekkie sałatki na sałatach czy rukoli. Oczywiście nie można zapomnieć o pizzy. Jednak „atak” na włoskie rubieże przypuściły szwadrony amerykańskie w postaci steków i hamburgerów, które awansowały na salony restauracji i to także do tych, których nazwy znaleźć można w różnych przewodnikach. Szefowie kuchni dbają o produkty z jakich składane są wielopiętrowe konstrukcje z bułki, mięsa, sera i bóg wie jakich dodatków. Co więcej hamburgery jadają wszyscy i chyba o każdej porze i co ciekawe, wciąż są w natarciu.
– Odkąd jestem szefem kuchni staram się jak najwięcej wspierać kuchnię regionalną, ale w nowym wydaniu. Mamy kurki w śmietanie, od kilku dni jelenia z wytrawnym sękaczem i to są obecnie hity. Aczkolwiek nie słabnie zainteresowanie owocami morza, dlatego też cały czas staramy się jeszcze bardziej podnieść jakość produktów z tej kategorii – mówi Łukasz Rakowski.
Aleksander Baron uważa, że gości można podzielić na dwie grupy. Tych, którzy jadają bezpiecznie wybierając to co znają, i eksperymentatorów poszukujących nowych smaków. Tych drugich jest znacznie mniej, bo jak widzi to Szef Baron, wciąż jesteśmy tradycjonalistami w kuchni.
– Nasze sympatie dla kuchni włoskiej to wynik podróży do tego kraju, który jest jedną z częściej wybieranych destynacji wakacyjnych. Wielu wyjeżdża by poznać smaki. Kuchnia włoska w Polsce jest też bezpiecznym rozwiązaniem na wyjście np. rodzinne do restauracji. Każde dziecko zje przecież makaron czy pizzę. Przywiązanie do polskich smaków, wciąż jednak powiązane jest z małą otwartością Polaków na nowości – zauważą Łukasz Smoliński.
Czy najbliższe lata coś zmienią? Jak oceniają szefowie – raczej nie. Kolacje wciąż będą numerem jeden. Trzeba by było zmienić rozkład dnia codziennego. Teraz najważniejszą zmianą, nad którą pracuje zdecydowana większość kucharzy w kraju to kształtowanie przyzwyczajeń gości do dań ze składników regionalnych, bo polski kucharz przede wszystkim powinien gotować polskie dania dla polskich i zagranicznych gości. Tak jak dzieje się to we Francji czy we Włoszech.
Juliusz Podolski