Jedna decyzja, jeden post, a komentarzy setki. Poznańska kawiarnia Taczaka 20 ogłosiła, że w weekendy nie zezwala na pracę z laptopem przy stolikach. Taki coworking uniemożliwiał korzystanie z lokalu innym gościom. Rozgorzała społeczna dyskusja – czy lokal to też zdalne biuro, czy tylko miejsce towarzyskich spotkań? Jak pogodzić jedno z drugim? I czy to na pewno problem związany z home office?
Wpis na facebookowym profilu kawiarni był bardzo przemyślany, nieagresywny: „lubimy, kiedy zacięcie dyskutujecie, delektując się kawą, śniadaniami czy słodkościami, lubimy też, kiedy pracujecie, bo widok komputerka z kawką jest jakimś tam obrazem współczesnej kawiarni, ale […] Taczaka 20 przestaje być weekendową świetlicą i biurem coworkingowym/może gdybyśmy byli halą lub przestrzenią, gdzie można takie miejsce wyodrębnić, byłoby to dalej możliwe, ale jesteśmy małą kawiarnią, która musi opłacać rachunki i dawać pracę ludziom. W tygodniu nadal można do nas wbijać i pracować, ale liczymy na Waszą elastyczność i nieblokowanie miejsc… […]. Mam nadzieję, że nas rozumiecie”.
Chwilę później pojawiły się pierwsze komentarze, a dziś jest ich ponad 200. Większość z nich pochodzi od osób popierających tę decyzję, lecz nie zabrakło także opinii oburzonych klientów. Wśród wpisów jest co najmniej kilka ze słowami poparcia od innych poznańskich kawiarni.
– W Kaferdam mamy tak praktycznie od początku.
– […] Małe kafejki, działające zazwyczaj na progu opłacalności, muszą (chcą) z jednej strony dopieszczać naprawdę każdego klienta i klientkę. Z drugiej zależy im na jak największej rotacji w lokalu, gdyż to jedynie może dać szansę na utrzymanie się na trudnym gastronomicznym rynku – czytamy w obszernym komentarzu administratora facebookowego profilu Cafe Tarnina. – My właściciele, doskonale wiemy też, jak ważne są opinie o lokalu, oraz to jak szybko i bardzo, zła opinia (jednostronna, niekoniecznie obiektywna) może wpłynąć na ruch i obroty. Dlatego też ogromnie trudno przychodzi nam reagowanie i zwracanie uwagi Klienteli w sytuacjach „awaryjnych” – pisze dalej i podaje przykład, gdy biznesowi goście zasiedzieli się przy stoliku przez niemal trzy godziny, zamawiając jedynie colę i wodę, a wyszli dopiero 30 minut po wyznaczonym czasie zamknięcia lokalu!
Natomiast Bosco Bistrot zapowiada zapożyczenie hasła zakazu pracy w lokalu i zawieszenie sloganu adekwatnego do sytuacji: Tylko my tu siedzimy godzinami!
Problem znany od lat
Jeśli komuś wydaje się, że to nowy, popandemiczny problem gastronomii związany z wprowadzeniem nowej formy pracy, czyli home office, to jest w dużym błędzie. Wystarczy przypomnieć, że już Anthony Bourdain (zm. 2018 r.) określił takie sytuacje – przesiadywanie w lokalu z laptopem przy kubku z kawą – jako „Laptopistan”! Walczył z tym zjawiskiem, kiedy tylko mógł, a wspierała go zarówno branża, jak i prasa. „The Guardian” w lutym 2018 r. szeroko opisywał tę kwestię, wskazując, jak wiele restauracji oficjalnie zakazało korzystania z laptopów. Na drzwiach lokali pojawiały się tabliczki „Strefa wolna od laptopa” albo rysunek komputera z wykrzywioną buźką na ekranie i informacją, że w lokalu nie ma wi-fi. Pisano wówczas w prasie, że „laptopy spędzają w restauracjach zbyt dużo czasu, a zostawiają za mało pieniędzy za zajęty stolik”. Jedna z szefowych, konsultantka i managerka projektów kulinarnych Ronke Arogundade tłumaczyła, że właściciele chcą swoim restauracjom przywrócić „sztukę gościnności”.
– Bez laptopów ludzie mają naturalne cykle czasowe – piją kawę, jedzą, rozmawiają i wychodzą – mówiła R. Arogundade dla „The Guardian”. – Ale kiedy włączasz komputer, wychodzisz poza naturalne cykle i tracisz kontakt z zewnętrznym światem.
Już kilka lat wcześniej jedna z nowojorskich sieci kawiarń Cafe Grumpy na łamach „Wall Street Journal” podsumowała, że zakaz przynoszenia laptopów i pracy przy stoliku przyczynił się do wzrostu sprzedaży o 14%.
Jeden z komentatorów facebookowego wpisu Taczaka 20 – Ron Kim – pisze, że w jego ulubionej kawiarni w USA kilka lat temu podawano klientom hasło do wi-fi tylko na godzinę, a potem trzeba było jeszcze coś kupić.
Podobne zakazy wnoszenia laptopów wprowadzano w lokalach w Danii, a nawet w akademickiej kawiarni w Southampton, na co skarżyli się studenci.
Nie jesteśmy więc pionierami w tej „walce” o prymat gościnności i konsumpcji nad coworkingiem w kawiarni.
Czy takie mamy czasy?
Temat zakazu wprowadzonego w poznańskiej restauracji odbił się szerokim echem w regionalnych mediach, które realizując reporterskie zadanie, odpytały w tej sprawie właścicieli lokali. Okazało się, że np. w Trójmieście sporo kawiarni z otwartymi ramionami przyjmuje pracujących gości. Mają jednak do tego albo osobne sale, albo stoły. Niektóre z nich pobierają opłatę za zajęcie takiego miejsca – jest w nią wliczony napój. Tak działa Kolonia we Wrzeszczu – gość, który zamierza popracować dłużej niż godzinę, zgłasza to obsłudze i płaci 30 zł – informuje Sylwester Gałuszka, właściciel lokalu, w wypowiedzi dla www.trojmiasto.pl.
Wsparcie po sąsiedzku
Jak się okazuje, wpis Taczaka 20 wykorzystały komercyjnie firmy oferujące… coworking. Zaproszenie do pracy padło z kilku biur, m.in. „Popracować można przy biurku, a do kawiarni wyskoczyć na coś pysznego w każdej chwili, bo to kilka kroków”. Zresztą takie strefy, na pewno mniej komfortowe niż przytulna i pachnąca kawą kawiarnia, nieodpłatnie oferują również centra handlowe. Jeśli ktoś chce pracować w centrum miasta, to może to robić, niekoniecznie narażając branżę HoReCa na straty…
I co dalej…?
Jako że osób poszukujących przyjaznego miejsca do pracy czy spotkań biznesowych jest coraz więcej, to zapewne także oferta lokali gastronomicznych będzie podążała w tym kierunku. Czy korzystnym? Czas (i rachunki) pokaże. Dziś decyzja właścicieli Taczaka 20 wydaje się jak najbardziej przemyślana i rozsądna. Co więcej, poruszyła problem, o którym się mówiło, ale nie było odważnych, by się z nim publicznie zmierzyć…
Heidi Handkowska