Rozmowa z łódzką restauratorką Klaudią Budny, finalistką programu Master Chef.
Jak pandemia koronawirusa wpłynęła na waszą działalność w łódzkim zespole biurowym Textorial Park?
Jak wszystkie firmy gastronomiczne zmuszeni zostaliśmy do wstrzymania naszej działalności stacjonarnej. Przez pierwsze dwa tygodnie w pełni zawiesiliśmy nasze usługi, mając nadzieję, że ograniczenia zostaną szybko zniesione. Niestety było wręcz przeciwnie, restrykcje tylko się nasilały. Dlatego postanowiliśmy uruchomić sprzedaż na wynos, aby pokryć bieżące koszty, ale przede wszystkim ochronić stanowiska pracy. Pierwszoplanowym celem jest dla nas pokrycie kosztów produktów spożywczych i wynagrodzeń, dalej opłacenie kosztów eksploatacyjnych wynikających z użytkowania lokalu. Na szczęście czynsze za najem powierzchni zostały zmniejszone przez administratora zespołu biurowego Textorial Park. Ta prywatna – jak by nie było – forma udzielonego nam wsparcia ma zostać utrzymana do czasu zniesienia rządowych ograniczeń w prowadzeniu działalności gastronomicznej. Przedsiębiorcy nawzajem sobie pomagają. W niczyim interesie jest zawieszanie przez nas działalności. Nie ma co ukrywać, iż dostosowanie się do obecnej sytuacji i tak jest dla nas, przedstawicieli branży gastronomicznej, ogromnym wyzwaniem, a bez jakiegokolwiek wsparcia byłoby jeszcze trudniejsze, nawet niemożliwe.
Wiele firm gastronomicznych zmuszonych było całkowicie zawiesić działalność. Prowadzony przez Panią Nie Lada Restobar działa na terenie popularnego zespołu biurowego Textorial Park w Łodzi. W jakim położeniu są lokale działające w formie biurowych kantyn?
Należy wziąć pod uwagę, iż wszystkie korporacje mieszczące się w biurowcach narzuciły swoim pracownikom pracę zdalną z domu, co za tym idzie w biurowcach są dosłownie pojedyncze osoby z kilkuset lub w ogóle ich nie ma, a to są główni klienci kantyn. Znikoma liczba osób spoza biurowca korzysta z naszych usług, chyba że są to pracownicy sąsiadujących firm. Przyznajmy szczerze… kto z nas idzie do biurowca, żeby zjeść obiad z przyjaciółmi w miłej atmosferze. Jeśli tam idziemy, to dlatego, że jest blisko naszej pracy i wyskakujemy na szybki lunch, a z przyjaciółmi idziemy do miejsc, które są bardziej trendy. Moim zdaniem w czasie pandemii lokale w biurowcach są w gorszej sytuacji niż restauracje w innych lokalizacjach, ponieważ straciły głównego odbiorcę. Pracownicy korporacji prawdopodobnie więcej gotują teraz w domu, a reszta społeczeństwa jest przyzwyczajona do zamawiania jedzenia z lokali, które znają. Obroty spadły nam o jakieś 95 proc., co nie pozwala na utrzymanie działalności.
Jak obecnie wygląda kontakt z klientami, jak zmieniła się oferta Państwa usług gastronomicznych dla pracowników biur?
Nie mamy bezpośredniego kontaktu z klientami, ale wystąpiliśmy z prośbą do administracji biura o przesłanie do ich pracowników naszej obecnej oferty obiadowej z dowozem do domu oraz zaoferowaliśmy vouchery z rabatem 15 proc. Niestety na razie z mizernym efektem. Wkrótce ponowimy to działanie i zaproponujemy nową promocję. Nie poddajemy się.
Czy nowe rozwiązania zostaną utrzymane po zakończeniu kwarantanny?
Oczywiście, tak jak wcześniej wspomniałam, zaczęliśmy dowozić jedzenie do domów i zapewne ta usługa pozostanie już na stałe w naszej ofercie.
Jak ocenia Pani rozwiązanie mające wspierać przedsiębiorców zawarte w rządowym programie pomocowym tzw. tarczy antykryzysowej?
Uważam, że tarcza antykryzysowa została napisana tak, by pomóc jak najmniejszej liczbie przedsiębiorców, a żeby z dumą można było się nią chwalić. Jest ona bardzo nieuczciwa, biorąc pod uwagę, że to my utrzymujemy państwo polskie. Pozwolę sobie przewrotnie wykorzystać przysłowie “Nie gryź ręki, która Cię karmi”. No cóż… Rząd nas ugryzł.
Dziś nikt nie wie, kiedy rząd zezwoli na ponowne otwarcie restauracji. Jak długo jeszcze jest Pani gotowa prowadzić działalność w obecnej formie?
Wciąż szukam nowych rozwiązań, abyśmy przetrwali ten kryzys. Oszczędności kurczą się w zatrważającym tempie i nie wiem, jak długo się jeszcze utrzymamy. Mam nadzieję, że nowa oferta się sprawdzi i zwiększy to sprzedaż na tyle, aby ostateczny rachunek wyszedł chociaż na zero.
Jakiej pomocy rządu najbardziej Pani dziś oczekuje?
Większych kwot wsparcia pomostowego i mniejszej liczby ograniczeń i wykluczeń. A jeśli te ograniczenia występują, to niech będą odnoszone do dochodu, a nie do przychodu, który nie jest wyznacznikiem rentowności firmy. Bo czym jest 15 000 zł przychodu, jeśli ma się 20 000 zł kosztów. My liczymy realne straty, a ja niestety na żadną pomoc liczyć nie mogę, co nie jest zbyt uczciwe. To, czego nam teraz potrzeba najbardziej, to wzajemna solidarność i poczucie, że nie jesteśmy pozostawieni sami sobie. Każdy przejaw wsparcia jest ważny, liczę, że nasi klienci niebawem do nas wrócą. Wierzę, że jeśli to przetrwamy, to doświadczenie nas umocni i pozwoli wprowadzić nowe rozwiązania, które poszerzą rynek naszych odbiorców w przyszłości.