Kinga Rylska: Dlaczego powinniśmy mówić gość restauracji, a nie klient?

Porady

Kinga Rylska: Dlaczego powinniśmy mówić gość restauracji, a nie klient?

Rynek HoReCa w Polsce przez ostatnie lata włożył niesamowity ogrom pracy (i z sukcesem), aby wyjście do restauracji było dla nas codziennością. Spożywanie posiłków kojarzące się dotąd większości z domem, a wyjście do restauracji „od święta” przeszło do lamusa.

Oferty restauracji stały się przystępne „na co dzień” dla większości z nas, propozycje lunchowe czy śniadaniowe w cenie praktycznie takiej, jak byśmy zrobili lunch samemu w domu. I tu nie chodzi tylko o cenę, ale także właśnie o tę słynną atmosferę, czy to co znajduje się na naszym talerzu, bo pozycje w ofercie często odwołują się do tych domowych, klasycznych smaków.

Restauratorzy dbają nie tylko o to, co się znajdzie w menu, ale także o całą otoczkę. Odpowiednia zastawa, wystrój. Na stołach pojawiają się kwiaty, dzbanki, dania często przywołują w smakach te, które pamiętamy z domowych uczt.

Spotkania z przyjaciółmi przenieśliśmy „na miasto”, wspólnie spędzamy czas jedząc posiłki – dokładnie tak, jak wcześniej za każdym razem w domu. I to właśnie w tym domu przyjmujemy naszych gości, nie klientów.

W domu czujemy się bezpiecznie, rozluźnieni. W domu wita nas gospodarz.

Zauważmy, że Szefowie Kuchni pojawiają się coraz częściej na sali, słuchają uwag, pytają, jak smakuje, zobaczymy ich w komunikacji social media.

Kiedyś wcale tak nie było. Coraz częściej wiemy, kto „stoi” za danym konceptem, wcześniej tyczyło się to tylko fine diningowych restauracji, czy najbardziej rozpoznawanych Kucharzy, bardziej nawet tych już rangi celebrytów.

Wyjście do restauracji to dla nas pójście w gościnę, gdzie możemy się rozluźnić i wspaniale spędzić czas. Chętnie wracamy do miejsc, w których po prostu czuliśmy się swobodnie, dobrze ugoszczeni.

Mam wrażenie, że w ofercie coraz większej liczby lokali (przede wszystkim tych z polską kuchnią), zupa serwowana jest z wazy, w ofercie lunchowej znajdziemy kompot, filiżanki zastępują kubki. Po domowemu!

Nawet trend PRL-owskiej zastawy nie wziął się znikąd! Przypomina nam on domowe ognisko, wzbudza pozytywne skojarzenia – domu, bliskich. Pomijając fine diningowe koncepty, do lamusa odchodzą także udziwnione sposoby podania, a najbardziej sprzedażowe dania to rosół, czy pomidorowa, sernik bądź szarlotka.

Zauważmy, że takie pozycje znajdziemy nawet w konceptach, których kuchnia jest daleka od tej polskiej. My Polacy po prostu kochamy domową kuchnię! Wspomniany kompot to już nie tylko bar mleczny czy niedzielny obiad u babci!

Wiecie jakie danie jest królem sprzedaży ofert lunchowych? Mielony i schabowy! Najlepiej z buraczkami. I ba! Znajdziemy go w propozycji podania z włoskim, czy nawet bałkańskim akcentem, ale decyzje dotyczące wprowadzania takich pozycji nie wzięły się znikąd.

W restauracjach montują kominki, wieszane są obrazy, nie raz zagra ktoś na pianinie. To wszystko dla atmosfery bezpiecznego domowego zgiełku.

I szczerze? Bardzo podoba mi się taki kierunek!

KINGA RYLSKA

Head of Marketing

NINE’s Restaurant & Sports

Restauracja Roberta Lewandowskiego

w Browarach Warszawskich

Udostępnij artykuł