Podejście do pracy chyba zawsze było kwestią społeczno-ekonomiczną. Czasy powojenne cechowały się nurtem pracy za wszelką cenę, który trwał do lat 60. Mowa oczywiście o naszym kraju. Po tym czasie do PRL-u zaczęły napływać nurty wolnościowo-kulturowe z Zachodu. Młodzi poczuli, że przecież jest już dawno po wojnie i chcą mieć w swoim świecie coś więcej niż tylko kult pracy. Dziś jesteśmy już 60 lat później. W międzyczasie komuna opuściła nasz kraj.
Mija niemal 30 lat i ponownie mamy nowe pokolenia obywateli wychowanych w „spokoju i dobrobycie”. Jak to w życiu bywa, historia zatoczyła koło. I znów młodzi ludzie wychowani przez „pracowitych” dziadków i rodziców, ponownie stawiają swoje osobiste potrzeby ponad pracę. Zatrudniane dziś osoby z pokolenia Z (proszę wybaczyć za generalizowanie, bo spora część osób jest rozsądna) z założenia nie czują stałej potrzeby pracy. Nie są świadome, że ich pomyłki, spóźnienia czy „zwyczajnie zaspałem” lub „przypaliło mi się” albo „oj spadło…” pociągają za sobą często splot nieodwracalnych zdarzeń w pracy i życiu. Zastanawiałem się, czy głównym winowajcą nie jest tu kultura lub jej brak wyniesiony z domu. Dziś myślę, że to bez znaczenia, czy rodzice ciężko pracowali czy żyli bez zamartwiania się o byt w duchu „jakoś to będzie”. Uważam jednak, że młodzież, która od początku swojego dzieciństwa wychowywana była z zasadami niezależnie od ich „widzimisię”, ma wpojone, że konsekwencja daje wyniki. Choć nie znaczy to, że będą dobrze przykładać się do pracy.
Osoby z pokolenia Z podczas rozmów kwalifikacyjnych, o ile na nie przyjdą, zadają pytania: „czy to ciężka praca? ”, „czy będę pracować w weekendy? ”, czy, czy, czy… Często nie mając doświadczenia z uwagi na wiek, żądają wynagrodzenia, jakie otrzymują pracownicy wykwalifikowani, profesjonalni i zwyczajnie o niebo lepsi! Nie chcą nawet zrozumieć i przyjąć do wiadomości, że wynagrodzenie w normalnych realiach zależy od poziomu wiedzy pracownika na danym stanowisku pracy.
Z powodu niedoboru rąk do pracy, pracodawcy i firmy stają się zakładnikami bylejakości zazwyczaj przepłacanej. Odbija się to na poziomie usług, naszych gościach i ostatecznie ich opinii o branży.
Jak z tym walczyć? Nic lepiej ich nie nauczy szacunku do jakości i pracy, jak moment, gdy sami staną się kiedyś szefami, managerami i będą musieli zatrudniać osoby własnego pokroju. Wtedy może historia ponownie zatoczy koło i na jakiś czas wróci kult pracy.
Pokolenie Y, czyli millenialsi to absolutny przekrój społeczny. Osobiście nie wytypowałem przewagi żadnej z cech w tym pokoleniu. Tu widzę cały przegląd od miglanców po absolutnych tytanów pracy.
O pokoleniu X, którego sam jestem przedstawicielem nie powiem, że jest najlepsze. Ale często myślę, że jesteśmy pierwszym pokoleniem, które zaczynając pracę w czasach upadku komuny i otwarciu rynku, dostało szansę solidnego zarabiania pieniędzy, o ile było się zaradnym, odważnym i pracowitym. Faktycznie w tym pokoleniu mam bardzo wielu przyjaciół i znajomych, których pozycja oraz droga mogą potwierdzić tę tezę. Ale też myślę, że jesteśmy podobnie jak pokolenie powojenne „straconym”, ponieważ głównym celem była dla nas praca. Czy źle? Pewnie, że nie, choć czasem można pomyśleć, że wielu z nas jest pracoholikami. Może i tak, ale jeśli lubisz swój zawód, to nie czujesz się pracoholikiem. Tacy pracownicy, o ile uda się takich znaleźć, zwykle są oddani, solidni, profesjonalni i zdyscyplinowani. Pracować z nimi, to sama przyjemność.
Pokolenie boomersów (niedługo będę w tej lidze) to także przekrój, choć nie ukrywam, że z przewagą bardzo odpowiedzialnych ludzi. Oczywiście, jak w każdej kategorii wiekowej i społecznej tu także mamy cały wachlarz cech. Mam doświadczenie z takimi pracownikami i niemal zawsze ci, którzy są w zawodzie, mają w sobie dyscyplinę, a także jakość pracy.
Jakie osoby widzielibyśmy w pracy? Dobre pytanie i prosta odpowiedz. Niezależnie od wieku: uczciwych, profesjonalnych, solidnych, kulturalnych czy zwyczajnie szanujących ludzi i swoje miejsce pracy.
Niby proste, ale pozyskanie takiego pracownika graniczy z cudem. Osoby nie dbające o swoją przyszłość, o jakość swojej pracy, powinny czuć, że coś jest nie tak. Jak do tego doprowadzić?
Jedyny sposób to sprawdzanie referencji z poprzednich prac. Jasne, RODO, ale nikt nie pyta właściciela hotelu, baru, klubu czy restauracji, gdy wypisuje na portalach opinie na ich temat, a dokładnie ich firm. Dla niemal każdego z naszej branży sprawdzenie, czy pracownik jest solidny czy też niekoniecznie, nie stanowi większego problemu. Zwłaszcza stanowiska managerskie, kierownicze powinny z założenia podlegać weryfikacji. Wszyscy znamy przypadki „orłów”, których za nic nie chcecie spotkać na swojej drodze zawodowej, a oni ciągle psują komuś firmę, jakość i załogę.
Wiem, że to niełatwe, ale możliwe. Jeśli o to zadbamy, to po roku lub dwóch zauważymy jakiś progres. Po pierwsze, jeśli nieudaczny, niesolidny pracownik odbije się od kilku miejsc, zmieni swój stosunek do pracy lub odejdzie z zawodu. Zrobi miejsce lepszym. I przywrócimy w pracy normalność na o wiele wyższym poziomie niż dziś. Pewnie nie nastąpi rewolucja, ale z pewnością szacunek do pracy i zrozumienie, że wynagrodzenie za pracę to nie przelew za przychodzenie, ale za konkretną usługę.
Życzę wszystkim najlepszych osób w pracy i szacunku wszystkich stron, bo tylko zespół jest w stanie likwidować lub uczyć słabsze ogniwa, budując firmę, co zawsze będzie procentować.
JAROSŁAW UŚCIŃSKI
Prezes OSSKiC
www.osskic.org.pl
Moonsfera w Warszawie
Trener Kulinarny
oprac. red.