Szefowie kuchni pracują średnio ponad 70 h tygodniowo, stojąc i chodząc. Po ponad 10 latach w zawodzie bardzo często chorują na dyskopatię, choroby metaboliczne (otyłość) oraz żylaki. Czy sport jest czynnikiem pomocniczym w walce z dolegliwościami wywoływanymi przez ten tryb pracy? – zastanawia się Dariusz Sienicki, szef kuchni w Garage Grill & Bar w Łomży, członek Klubu Szefów Kuchni.
Na pewno trzeba dbać o kondycję, ale powiedzmy sobie szczerze… przy tylu godzinach tygodniowo nie ma na to czasu. Dawniej chodziłem na siłownię, wychodziłem z domu o godz. 6 rano na trening. A o godz. 10 i jechałem do pracy. Byłem w niej do godz. 22. Wracałem i kładłem się spać. Mój organizm wytrzymał to przez rok, a później się zbuntował. Odpoczynek i sen to niezbędne czynności, które są konieczne do prawidłowego funkcjonowania. Przestałem ćwiczyć i mocno przytyłem, więc zrobiłem kolejną próbę pójścia na siłownię z dietą. Po 4 tygodniach zamiast schudnąć, przytyłem kolejne 4 kg. Zdecydowałem się na operację bariatryczną (operacja zmniejszenia żołądka przyp. red.). Minęły już dwa lata i udaje mi się utrzymać stałą wagę 87-90 kg. Systematyczność w jedzeniu jest kluczem do zdrowia. Teraz jem prawie wszystko, ale są to posiłki około 200 g i w równych odległościach czasu. Nie bez powodu zaleca się spożywanie 4-5 porcji jedzenia dziennie. To jedna z podstawowych zasad zdrowego odżywiania, bo zapewnia prawidłowe funkcjonowanie organizmu. Poprzez zdrową dietę odstawiłem tabletki na nadciśnienie, a początki cukrzycy się cofnęły. Coraz młodsze osoby w naszej branży zwracają już na to uwagę. Mają możliwość ułożenia sobie tak grafiku pracy, aby wpleść w to treningi na siłowni czy basen. A poza tym jest dużo programów, które pokazują, jak prowadzić zdrowy styl życia i jak się odżywiać. Natomiast starsze pokolenie gorzej sobie z tym radzi. Bardzo im współczuj, bo wiem co to znaczy i też to przerabiałem.
Całą rozmowę z Dariuszem Sienickim można przeczytać w lutowym wydaniu Poradnika Restauratora.
Fot. Kamil Brzostowski