Największe rybołówstwa śledzi na Północno-Wschodnim Atlantyku oraz Bałtyku utraciły certyfikat MSC. Czego konsekwencją będzie zakaz połowu śledzi na tych akwenach. Co gorsza, producenci z branży rybnej mogą mieć przez to problem z zakupem tego surowca.
Certyfikat Zrównoważonego Rybołówstwa (MSC) nie został przedłużony w związku z pogarszającą się kondycją stada oraz braku odpowiednich decyzji politycznych. Organizacja odpowiedzialna za wydawanie dokumentów wskazuje, że dalsze poławianie śledzi powyżej poziomów zalecanych przez naukowców może sprawić, że spotka je taki sam los jak dorsza bałtyckiego. To z kolei oznaczałoby utratę tych jakże ważnych i cenionych przez polskich konsumentów ryb.
Na szczęście producenci mają jeszcze zapasy śledzi lub pozyskują je z połowów na innych akwenach, m.in. z Morza Północnego, gdzie stada śledzi są w stabilnej kondycji, a co za tym idzie rybołówstwa nadal mają certyfikat MSC, ale dostarczają one zdecydowanie mniej surowca niż zawieszone rybołówstwa.
Na polskim rynku dostępnych jest blisko 400 certyfikowanych produktów, wśród których znajdziemy m.in. dzikiego łososia, dorsza, mirunę, mintaja, morszczuka, czarniaka, tuńczyka, szproty, a nawet certyfikowane małże czy krewetki.