Już tylko niespełna trzy miesiące dzielą nas od 13 edycji Villeroy & Boch Kulinarnego Pucharu Świata. Ten organizowany co cztery lata przez Valel Club Luxembourg prestiżowy konkurs kulinarny przyciąga tłumy wielbicieli kuchni z całego świata.
Przez pięć dni, od 24 do 28 listopada, jury składające się ze znakomitych szefów kuchni oceniać będzie zmagania 30 narodowych reprezentacji seniorów, 15 narodowych reprezentacji juniorów, 15 teamów cateringowych oraz ponad 45 regionalnych zespołów walczących o najbardziej pożądane trofea. Dodatkowo, w różnego rodzaju indywidualnych konkursach weźmie udział 750 szefów kuchni i artystów zajmujących się m.in. rzeźbieniem w warzywach (carvingiem), w czekoladzie, tworzeniem obrazów z kaszy lub orzechów. Ta wyczekiwana impreza w niezwykły i bez wątpienia smakowity sposób łączy w sobie sztukę, kulturę i rozrywkę.
Najważniejszy jest team
Do Luksemburga jedzie również Narodowa Reprezentacja Polski Kucharzy (Poland National Culinary Team), której selekcjonerem i trenerem od 2016 r. jest Sebastian Krauzowicz. Niezwykle doświadczony i utytułowany, z sukcesami brał udział w najważniejszych zawodach międzynarodowych. Razem z Zenonem Hołubowskim, Januszem Profusem, Joanną Klimas Profus i Lechem Plucińskim tworzą sztab szkoleniowy reprezentacji. – Kryteria, żeby się znaleźć w kadrze? – pyta Karauzowicz. – Ta osoba musi mieć w sobie to „coś”. Ja trzymam z ludźmi prawdziwymi, czyli takimi, którzy mają osobowość i mają jakiś cel. To ja firmuję swoim nazwiskiem reprezentację i cała odpowiedzialność spada na mnie. Dlatego poprzedni rok spędziłem głównie na przyglądaniu się ludziom: jak pracują. U nas nie ma żadnych gwiazd, ale to są utytułowani szefowie kuchni, z wysokimi ocenami w przewodnikach i sukcesami w różnych konkursach. Bardzo ciężko było ich pozyskać – mówi. – Dla mnie najważniejszy jest team. Każdy członek zespołu jest małym trybikiem: od tego, który nosi skrzynki z towarem i sprzętem do kapitana i trenera. Każdy ma swoje zadanie i musi je wykonać. Każdy trybik musi zadziałać, aby cała maszyna działała. Bo jak się jeden mały trybik skrzywi, to wszystko przestaje działać. Więc każdy element jest ważny, ale też każdy element jest żywym organizmem – tłumaczy. I nie przejmuje się faktem, że w reprezentacji następowały zmiany personalne: – Wiadomo, ktoś ma prywatne sprawy, priorytety, nie jest w stanie udźwignąć wszystkiego i rezygnuje. Bywa. Ale jesteśmy super zintegrowaną grupą i mimo różnych charakterów bardzo się szanujemy.
Najmłodszy kapitan
Najważniejsze są treningi. W ich trakcie rozwiązuje się problemy, dopina wszystkie szczegóły, dopracowuje technikę i szybkość. Kiedy trzeba podjąć decyzję, najważniejszy jest kapitan reprezentacji, Bartosz Peter. Ale nie jest dyktatorem: – Mam główny głos, ale słucham też kolegów, bo przecież to nie boks, tylko praca drużynowa. Więc słucham ich i wspólnie podejmujemy ostateczną decyzję co do smaku czy też wyglądu potrawy – tłumaczy. Choć ma świadomość, że sytuacja komuś może wydawać się niezręczna: – Mam funkcję kapitana, choć jestem najmłodszy w drużynie. Podejrzewam, że u połowy kolegów mógłbym pracować w restauracji jako kucharz. Tymczasem na treningach to oni słuchają moich poleceń – mówi.
110 idealnych talerzy
W Luksemburgu Polacy wystartują w kategorii „Bufet”, w której zaprezentują plater rybny, oraz „Kuchnia gorąca”. W tej drugiej kategorii muszą w ciągu sześciu godzin przygotować 110 porcji przekąsek, dania głównego i deseru. I mają kolejne dwie godziny na ich wydanie – jak w normalnej restauracji. – Podczas tych ośmiu godzin pracy trzeba być bardzo skupionym, ponieważ nie wiemy, który talerz pójdzie do sędziów – tłumaczy kapitan reprezentacji. – Czyli każdy z tych 110 talerzy musi być idealny, w 100% taki sam jak pozostałe. Przy takiej ilości stresu, dań i zmęczenia to bardzo trudne – dodaje.
Jak wszystkie zespoły, także nasza reprezentacja chce zaskoczyć swoich rywali i jury. Dlatego informacje o menu Bartosz Peter przekazuje dość powściągliwie: – Mogę tylko powiedzieć, że przekąska będzie się składała z ryb i owoców morza. A danie główne będzie z bardzo mocnym polskim składnikiem, czyli jagnięciną – mówi.
Nie obrażać się na kokos
Jednak Polacy nie stawiają na kuchnię narodową czy sezonową. – Wyjaśnił nam to kiedyś sędzia z RPA, mówiąc, że przede wszystkim należy się skupić na różnorodności produktów. Element narodowy jest ważny, ale powinno go być kilkanaście procent – mówi Sebastian Krauzowicz. – Rzeczywiście, dlaczego mamy „jechać” na samych warzywach korzeniowych i kiszonkach, skoro drużyny azjatyckie, Brazylia czy USA dzięki położeniu geograficznemu mają dostęp do wszystkich produktów, jakich sobie zażyczą? – pyta retorycznie selekcjoner polskiej drużyny. – Nie możemy się obrażać na światowe trendy, które cały czas się zmieniają i również na nas wymuszają zmiany. Teraz modny jest kokos, marakuja, zielona herbata, różnego rodzaju cytrusy. Bez sensu jest więc używać tradycyjnie polskich owoców leśnych, choćby przepis i wykonanie były w naszym przekonaniu najlepsze, bo to nie zostanie w ogóle zauważone – tłumaczy.
Szczęśliwa trzynastka?
W ostatnich latach, aby podnieść prestiż Mistrzostw Świata w Luksemburgu, ograniczono przyjmowanie drużyn do zawodów. Czyli nie każdy, kto się zgłosi, automatycznie zostaje zaproszony: – Nas na pierwszej liście nie było. Zostało sześć drużyn narodowych, które walczyły o tzw. „dziką kartę”. I dzięki staraniom naszego trenera technicznego Zenona Hołubowskiego otrzymała ją reprezentacja Polski – przypomina Sebastian Krauzowicz. Czy to oznacza, że polska reprezentacja ma mniejsze szanse na sukces? Kapitan reprezentacji Bartosz Peter uważa, że sukces jest w naszym zasięgu: – Naszym celem jest zdobycie złotego medalu i wszyscy temu się podporządkowujemy. Poprzednio wywalczyliśmy srebro. Wiemy, co zrobiliśmy źle, znamy swoje błędy i w tym roku je wyeliminujemy. Jest więc naprawdę szansa, by powalczyć o najwyższe podium.