Aneta Wojtunik: Dulcinella to cukiernia z mołdawskimi słodyczami

Wywiady

Aneta Wojtunik: Dulcinella to cukiernia z mołdawskimi słodyczami

Rozmowa z Anetą Wojtunik , właścicielką cukierni Dulcinella w Warszawie.

Heidi Handkowska: Dulcinella to pierwsza w Polsce cukiernia sieci o tej nazwie działającej w Mołdawii. Skąd taki pomysł? Dlaczego zdecydowała się Pani na wybór tego asortymentu?

Aneta Wojtunik: Przez prawie trzy lata mieszkaliśmy w Kiszyniowie, a właściciel mołdawskiej sieci był naszym sąsiadem. Z czasem stał się naszym przyjacielem. Często zaopatrywaliśmy się w słodkości w cukierniach Dulcinelli. Nicolai i Katalina od około trzech lat radykalnie zmienili styl życia i odżywiania, przechodząc na weganizm. Specjalnie na potrzeby własne i swoich dzieci zatrudnili w swojej firmie technologa, który opracowywał receptury słodyczy spełniające ich wymogi dietetyczne i smakowe.

Nowo powstające słodkości były nam prezentowane i mogliśmy uczestniczyć w ich dopracowaniu. Było to nawet zaskakujące, jak dużą wagę przywiązywali do naszej opinii. Rodzinne spotkania zaowocowały ideą stworzenia cukierni z mołdawskimi smakołykami w Polsce, a testowane przez nas słodkości stały się podstawą naszego asortymentu.

Dulcinella w Mołdawii ma dużo bogatszą ofertę, przede wszystkim nie jest to sieć ukierunkowana na wegan. Klienci są przyzwyczajeni do produktów tradycyjnych. Odbiorców produktów wegańskich jest niewielu, ten sposób odżywiania, taki styl życia nie jest jeszcze zbyt powszechny. Dodatkowo problemem jest cena produktów z linii wegańskiej. Ze względu na to, że są to głównie owoce, orzechy, bez substancji spulchniających i wszelkich ulepszaczy, produkty są dosyć drogie. Mołdawia jest krajem raczej biednym i produkt tak ekskluzywny nie znajduje wielu nabywców. Natomiast my, znając zapotrzebowanie rynku polskiego, rosnącą świadomość żywieniową, no i mając na uwadze różnice w poziomie życia, zdecydowaliśmy, że będzie to świetna propozycja dla mieszkańców Warszawy i nie tylko.

Czy słodycze wytwarzane są na miejscu czy pochodzą z Mołdawii? Jeśli tak, to jak to wygląda pod względem logistycznym?

W naszej ofercie jest linia produktów wegańskich przywożonych z Mołdawii. Logistycznie, to duże bardzo wyzwanie. Odległość jest duża. Ale głównym problemem jest fakt, że Mołdawia nie należy do Unii Europejskiej. Wszelkie produkty spożywcze sprowadzane spoza UE podlegają bardzo ścisłej kontroli. Musimy opracowywać bardzo szczegółową dokumentację ukazującą pochodzenie produktów i ich skład. W żadnym z naszych produktów sprowadzanych z Mołdawii nie ma składników odzwierzęcych.

W cukierni można znaleźć słodycze bez cukru, bez glutenu i bez laktozy. Czy wszystkie słodycze są wegańskie? 

Słodycze z wszelkimi rygorami dietetycznymi to te, które sprowadzane są z Mołdawii. Alergen, który nam się powtarza, to orzech w różnych odsłonach. Natomiast nie wszystko w Dulcinelli jest wegańskie. Na miejscu, czyli u naszej zaprzyjaźnionej Pani Iriny (mistrza cukiernictwa) wytwarzane są te produkty, których sprowadzić nie możemy. Zawierające np. jajka. Jest to uzupełnienie naszej oferty. Wychodzimy z założenia, że dla każdego wchodzącego do naszego lokalu, propozycja deseru powinna się znaleźć.

Gdzie Pani zaopatruje się w towar? Czy także u polskich producentów?

Towar kupujemy w miejscach ogólnie dostępnych. Czytając uważnie etykiety staramy się dobierać produkty najlepsze dla naszych klientów. Przygotowując soki świeżo wyciskane chcemy, by to były zdrowe soki. Podobnie dobierając owoce czy warzywa do koktajli. Oczywiście głównie są to producenci polscy.

W najbliższej przyszłości w ofercie ma pojawić się produkt zupełnie nieznany w Polsce, tzw. placynta, a także napoje, w tym także wina oraz kanapki na ciepło.

Placynta i np. kieliszek białego wina, to nasze wspomnienie Mołdawii. Niepowtarzalny smak i urok. Chcemy dostarczyć te wrażenia naszym klientom. Placynta to produkt również wegański – już niedługo wzbogaci naszą ofertę. Stanowi przeciwwagę dla słodkich deserów. Może być śniadaniem, przekąską lub szybką kolacją. Będziemy mieć w ofercie placyntę z kartoflami lub kapustą. Dodatkowo będą placynty z wiśnią lub z jabłkami – to dla wszystkich, którzy w cukierni szukają jednak słodyczy. Natomiast pozwolenie na sprzedaż wina leży w rękach mieszkańców bloku, w którym znajduje się nasz lokal. Musimy mieć ich zgodę, a to trochę trwa. Chcemy w asortymencie mieć wina mołdawskie – marek najlepszych, jakie poznaliśmy. Do tej pory wina mołdawskie nie są zbyt popularne w Polsce. My, po pobycie w Mołdawii uważamy, że warto je do nas sprowadzić.

Cukiernia powstała na osiedlu mieszkaniowym, nieopodal stacji metra Natolin. Czy taka strategia ma na celu zminimalizowanie ryzyka biznesowego?

Wybór miejsca był dosyć przypadkowy. Szukaliśmy lokalu w miejscu dogodnym komunikacyjnie. Przestronnego i widnego. Z możliwością dojazdu komunikacją miejską, jak również z możliwością zaparkowania samochodu. Ważnym argumentem była też bliskość ścieżki rowerowej oraz umożliwienie montażu stojaka na rowery. Ponadto w okolicy nie ma miejsca, w którym można kupić kawę na wynos. Zupełnie niedaleko od naszej kawiarni mieszka nasza córka, która często rusza do pracy z kawą w ręku. Czy ma to wpływ na zmniejszenie ryzyka biznesowego – szczerze mówiąc – nie wiem. Kierujemy się intuicją, własnymi wyobrażeniami o miejscu, w którym chcielibyśmy czas spędzać, które chcielibyśmy mieć blisko własnego domu.

Jaka jest powierzchnia lokalu, ile osób Pani zatrudnia?

Powierzchnia całego lokalu to ponad 80 m2. Mamy całkiem wygodną przestrzeń sprzedażową oraz kawiarnianą. Mamy też pomieszczenie magazynowe, pomieszczenie socjalne i niewielkie biuro, choć nieczęsto z niego korzystam. Lubię z laptopem usiąść wśród naszych klientów. To daje możliwość bezpośredniego kontaktu, słuchania uwag i odpowiadania na ich potrzeby. W tej chwili zatrudniamy dwie osoby. Są młode, ale doświadczone. Wkrótce dołączą do nas kolejne dwie.

Podobno w planach ma Pani kolejne otwarcia cukierni w Polsce? Czy Czytelnicy mogą dowiedzieć się coś więcej?

Naszym założeniem jest stworzenie sieci podobnych lokali. Najpierw Warszawa, bo tu mieszkamy i widzimy, jakie jest zapotrzebowanie na nasze produkty. Potem być może inne miasta – choć na tym etapie trudno mówić o jakiejkolwiek ekspansji.

Jaką Pani przyjęła strategię skutecznego konkurowania z innymi cukierniami?

Tworząc Dulcinellę nie myśleliśmy o konkurowaniu. Poznaliśmy ofertę wielu lokali z propozycją deserów dla wegan. Nasza propozycja jest zupełnie inna niż to, z czym się spotkaliśmy. Nie podchodzę może do tego zbyt profesjonalnie, ale po prostu myślę, że Dulcinella będzie stanowiła uzupełnienie bardzo już bogatej oferty warszawskich cukierni.