Tadeusz Olszański: Reanimacja

Felieton

Tadeusz Olszański: Reanimacja

Długo czekałem na ten moment! Aż wreszcie okazało się, że w Warszawie nie tylko wznosi się ekscentryczne biurowce, ale też przywraca znamienne dla miasta obiekty. Związane z handlem i gastronomią, które podobnie jak pałace i muzea nadają charakter miastom. Czekanie trwało w nieskończoność, ale w tym roku zaprocentowało, i to podwójnie.

Pod koniec października otwarto drugą, wschodnią część Mirowskiej Hali Targowej, zapisaną w naszej pamięci jako sportowa hala Gwardii. Wcześniej zaś, oddano do użytku Halę Targową Koszyki w samym środku Warszawy, opodal placu Konstytucji. Reanimacja tych zabytkowych obiektów, zbudowanych na przełomie XIX i XX w., okazała się majstersztykiem, bo przy rekonstrukcji tradycyjnych architektonicznie fasad, wzbogacono je o lśniące nowoczesnością wnętrze z gastronomią.

Do niedawna zazdrościliśmy Budapesztowi czy Paryżowi tych starych i ciągle czynnych, uroczych hal targowych, do których chodziło się na zakupy i coś zjeść. Teraz jednak te miasta mogą nam pozazdrościć luksusowej reanimacji. I świetnej kuchni na Koszykach, które z miejsca stały się kulinarnym centrum stolicy. Oprócz bazaru i sklepów, nie tylko z żywnością, funkcjonuje tu bowiem aż 18 różnego typu barów oraz restauracji. Sercem Koszyków jest Bar Centralny z najdłuższą w Polsce, bo 50 metrową ladą. To jest wejście, entre, do hali. Można tu przysiąść na piwko lub koktajl, aby zastanowić się, którą knajpkę wybierzemy na posiłek. Można też zostać dłużej, żeby popatrzeć i odpocząć, bo są oczywiście nie tylko różne napoje i zakąski, ale ten punkt czynny jest nawet o świcie.

Z mnogości smaków, a reprezentowane są chyba wszystkie popularne kuchnie świata (nie do relacji w jednym felietonie) ujął mnie polski kierunek Ćmy i Kiełby w gębie, a także szaleństwo naleśników w Kreperii. Absolutna rewelacja to nadzienie z gorgonzoli i gruszki. W sumie Koszyki to miejsce, gdzie smacznie i tanio można sobie pohulać.

O ile Koszyki są już w pełnym biegu, o tyle Hala Mirowska dopiero co wystartowała. Ruszy wkrótce gastronomia, ale w tej chwili funkcjonują sklepy z żywnością z najwyższej półki i dominuje … historia! To w końcu w tej hali, po raz pierwszy po wojnie, w 1953 r., podczas mistrzostw Europy w boksie, triumfował polski sport. Nasi reprezentanci zdobyli 5 złotych. medali, zwyciężając z reguły pięściarzy ZSRR, którzy wywalczyli tylko 2 mistrzowskie tytuły. Stało się to za sprawą jednego z najznakomitszych polskich trenerów – Feliksa Stamma z Poznania, zwanego popularnie Papą Sztamem. Jest więc w hali cała ściana pamięci, ze zdjęciami, rękawicami bokserskimi oraz innymi pamiątkami. A wkrótce przed wejściem do hali stanie pomnik Stamma. Pozwólcie, że przy moim stoliku odejdę na chwilę od naszych kulinarnych problemów i przypomnę to sportowe wydarzenie, które osobiście przeżywałem i dobrze pamiętam. Zwłaszcza to, co działo się poza ringiem i jest mniej znane. Partyjne władze czuły obawę przed konfrontacją naszych bokserów z radzieckimi. Bilety wstępu rozdzielano na zebraniach w środowiskach robotniczych, głównie na Żeraniu. Nic to nie pomogło, a gdy dochodziło do pojedynków, hala aż brzmiała od okrzyków „Bij Ruskich!”. Radio entuzjastycznie relacjonowało zwycięstwa Polaków, więc szybko, przed finałami, zwolniono kierownika redakcji sportowej, wybitnego dziennikarza Aleksandra Rekszę. Trenera Stamma wezwano do KC i nakazano, aby nasi zwolnili tempo. Ten odpowiedział krótko: Idźcie i powiedzcie to moim chłopcom. Wystarczyło. Nie zwolnili tempa.

 

TADEUSZ OLSZAŃSKI

publicysta, krytyk kulinarny,

dziennikarz, autor licznych książek