Tadeusz Olszański: Kuchnia bez konfliktów

Felieton

Tadeusz Olszański: Kuchnia bez konfliktów

W najbliższe Święta, możemy sobie złożyć pod choinką, rzadkiej klasy w mijającym właśnie roku prezent: kuchnię bez konfliktów! Polska gastronomia zawsze zresztą, wręcz historycznie, była otwarta na cały świat, a więc z zaciekawieniem przyjmowaliśmy potrawy jakimi żywili się przyjezdni obcokrajowcy, włącznie z lądującymi u nas uchodźcami, bo Europa wiekami wojnami stała.

Ani spostrzegliśmy się, jak nasza gastronomia przed stuleciami przyjęła wpływy naprzód francuskiej i włoskiej sztuki kulinarnej, a ostatnio wręcz z całego świata. Od życzliwie przyjmowanych chińskich i wietnamskich smakołyków, arabskich kebabów czy japońskiego sushi, ostatnio aż się zaroiło. Wprawdzie brak jest oficjalnych i dokładnych danych, ale lokale z zagraniczną kuchnią, które prowadzą, lub w których gotują, osiedleni w Polsce obcokrajowcy, stanowią chyba połowę funkcjonującej u nas gastronomii. Z pozytywnym skutkiem. Nie tylko nam bowiem obca poprzednio kuchnia smakuje, ale wręcz popieramy jej obecność.

Co więcej nawet to jawnie akcentujemy, że kulinarnie jesteśmy światowi! I to w okresie, kiedy z politycznych względów nagłaśniamy od niedawna zamykanie się przed Europą, a zwłaszcza przed uchodźcami z objętych wojną krajów islamskich oraz z Afryki. Owszem, jest to problem całego świata, a szczególnie naszego kontynentu, wiążący się z możliwością napływu terrorystów. A przecież zamykanie się Polski nawet przed symboliczną ilością ofiar wojny na Bliskim Wschodzie – dodajmy wdów i sierot – jest niezgodne z naszą tradycyjną otwartością oraz nauką Kościoła, coraz głośniej akcentowaną przez hierarchów. Dla poparcia tej politycznej strategii łatwo pobudzić fałszywy nacjonalizm, ksenofobię, nienawiść. Jakbyśmy zapomnieli, że przez dziesiątki lat sami nie mieliśmy wolnej Ojczyzny i byliśmy uchodźcami. Naprzód po powstaniach w XIX w., a potem, zupełnie niedawno w czasie II wojny światowej oraz w latach komunizmu. I nie zamykano przed nami drzwi, jak chociażby Węgry, które wbrew sojuszowi z  hitlerowskimi Niemcami, po wrześniu 1939 r. przepuściły nie tylko nasze wojska, ale przyjęły ponad 100 tys. uchodźców. A teraz te same Węgry, tyle że  rządzone przez niezależnego Wiktora Orbana, w obliczu niewątpliwie trudnej inwazji uchodźców, pierwsze postawiły przed nimi mur. Zapominając o tym, że w 1956 roku po krwawym stłumieniu powstania, aż 200 tysięcy Madziarów stało się uchodźcami i znalazło schronienie w Europie i Ameryce.

Przy moim stoliku nie zajmuję się na ogół polityką, tym razem jednak rozpisałem się w tej trudnej, paradoksalnej sprawie. Bo to istotne w obliczu pewnej, solidaryzującej się z uchodźctwem, inicjatywy gastronomicznej  w Warszawie, którą traktuję jako ważny akcent gwiazdkowego prezentu na koniec tego roku. Oto latem grono młodych ludzi, szybciej niż politycy, podjęło humanitarną inicjatywę. W samym sercu  bulwarów  nad Wisłą, na placu Zabaw tuż obok popularnego Centrum Nauki Kopernika, uruchomiło mobilną restauracyjkę pod przewrotną nazwą „Kuchnia Konfliktów”. Wystarczyła  solidna przyczepa i stoliki pod gołym niebem. No i przede wszystkim to, że serwowano potrawy z siedmiu krajów konfliktu. Cudowny zespół stworzyli i gotowali Ayub z Pakistanu, Zula z Czeczenii, Hamza z Algerii, Isa z Egiptu, Furu z Iranu, Alina z Białorusi, Anastazja z Ukrainy i Roza z Konga! Humusy, placki, jagnięcina, pieczona  cieciorka, multum warzyw,  zrobiło błyskawicznie karierę, również dzięki cenom. Bo potrawy kosztowały 12, 15 i góra 22 zł. Przede wszystkim jednak dzięki mało znanym smakom o czym najlepiej świadczą setki internetowych wpisów oraz fakt, że „Kuchnię Konfliktów” szybko uznano za najlepszą na bulwarach!

Nie pierwszy raz okazało się, że kuchnia mimo kulinarnych różnic łączy narody. W tej knajpce wszakże oprócz jadłospisu gościom wręcza się  ulotki  o krajach ogarniętych wojną, aktualnej sytuacji, kulturze. Organizuje warsztaty kulinarne i spotkania. Pragnę serdecznie podziękować za ten prezent grupie inicjatorów i organizatorów tego przedsięwzięcia, a zwłaszcza paniom Paulinie Milewskiej i Jarmile Rybickiej oraz Maćkowi Kuziemskiemu i w postaci rewanżowego prezentu pod choinkę, życzyć im, aby władze Warszawy jak najszybciej znalazły właściwe lokum dla „Kuchni Konfliktów” i nie musieli czekać ze wznowieniem działalności do wiosny.